Nieomal dokladnie rok temu dotarlysmy do Londynu. Gosia, Zu i ja przylecialysmy same, a na lotnisku czekal na nas tylko kierowca taxowki, bo ”madra” szefowa Boskiego nie chciala go puscic z pracy. Zu miala wtedy 3 miesiace i 10 dni. Bylam przerazona.
Dzisiaj Zu ma 1 rok, 3 miesiace i 13 dni, Gosia juz ponad 6 lat a my powoli zapominamy, ze byla jakiedys jakas Warszawa, bo o Bratyslawie zapomnielismy juz dawno.
Dzisiaj rano bylysmy na zajeciach muzycznych dla dzieci, potem w parku z kolezankami Gosi. Jutro rano ide na spotkanie z mamami, ze szkoly, potem telefon z kolezanka z Warszawy a wieczorem mamy goscia na kolacji. Musze tez odpowiedziec na mila wiadomosc od sasiadki, ktora wsunela mi dzis pod drzwi liscik z zaproszeniem na kawe. Itd itd Zaczynam byc tak zajeta, ze nie wiem kiedy miala bym wcisnac jeszcze jakas prace (zart), a jesli mamy tu zostac troche dluzej powinnam zaczac cos szukac.
Takze rok. Po 6 tygodniach zwykle zaczynam sie otrzasac ze zmian, po roku zaczynam akceptowac nowa rzeczywistosc a jak sie wydaje rzeczywistosc zaczyna dostrzegac mnie.