Taka bylam z sebie dumna, ze postawilam wlasciwa diagnoze i jeszcze przekonalam lekarza do swoich racji w chorobie Zu, w zeszlym tygodniu. Lekarz przepisal antybiotyk na 7 dni i mielismy nadzieje, ze choroba minie.
Przedwczesnie.
W polowie 5 dnia okazalo sie, ze antybiotyku na 7 dni nie wystarczy, moooze na 6. Poszlam wiec do apteki w ktorej nam lek mieszali (bo tu oczekuje sie, ze rodzice nie dadza rady sami) i Zonk!.
Pokazuje pani aptekarce, ze nie ma sily, zeby mi z tego wyszlo na 7 dni a pani:
– no to trzeba panu doktorowi/ce powiedziec, ze potrzebne sa 2 opakowania na 7 dni! Oni nie zawsze potrafia policzyc!
Nie no, beznadziejna ze mnie matka, ze nie znam wszystkich antybiotykow na bazie peniciliny lacznie z wielkoscia opakowan. Porazka. Nastepym razem sie poprawie!
xxx
Tymczasem dzisiaj bylismy na kontroli. Sprawy sie maja nastepujaco. Z cala pewnoscia jest poprawa, ale sadze, ze wyleczona nie jest. Ucho jej ciagle leciutko smierdzi, temperatura kolo 37 i ma potrzebe ucho dotykac. Lekarz dzisiejszy mowil, ze to normalne. Nie wierze mu, ale za tydzien bede w Pradze to sie dowiem.
Jednak i dzis byl maly sukces. Wytlumaczylam panu, ze Zu duzo lepiej je jak dostaje zelazo, wiec moze by jednak je przepisal. Wiec, co ciekawe, okazalo sie, ze jednak ma lekka anemie… ktorej tydzien temu nie widzieli w wynikach badan. Ja ja widze, bo jak jej spada zelazo to zaraz mniej je i czesciej choruje.
W kazdym razie jedyny sposob jak relatywnie dac sobie rade z tutejsza “sluzba zdrowia” to przyjsc z diagnoza, planem leczenia i sprobowac sie dogadac…