Niedziela: Niedziela to dzien kiedy Boski spi do 10:30 a ja bawie sie z kobietkami. Gosia za chwile bedzie miala 7 lat, jest na etapie uczenia sie swiata. I tym razem chciala zrobic cos dobrego, padlo na deser w paski (owoce, nasionka a na to budyn czekoladowy, waniliowy i znowu czekoladowy). Ugotowalysmy obiad, dziewczynki sie wykapaly, a Gosia zaczela rysowac laurke na urodziny kolezanki z klasy. Co ciekawe, kolezanka zaprosila dzieci do kina. Za tydzien Gosia ma zaproszenie do kina w bloku kolegi :))
Gosia: czasem mam przeblyski jak widze jaka ona jest sliczna. Przyjemne. Zaczela chodzic na balet do domu kultury obok szkoly. Cudowna jest ma moja pannica bardzo jak tam tak tanczy.
Zu: Zu ma katar. To pierwsza londynska “choroba” od zeszlego czerwca. Mamy w domu bardzo zimno (okolo 16 stopni w dzien i 13-14 w nocy), co samo o sobie nie jest przyjemne, ma jednak ta zalete, ze nie rozwijaja sie zarazki. Gdybysmy teraz pojechali do Pragi i mieszkanka wygrzanego do 22C to pewnie zaraz by cos chwycila. Tutaj mamy spokoj.
Brexit: Jakby ktos sie pytal jaki wplyw ma grozba brexitu na przecietnego mieszkanca wysp odpowiadam: ceny ida na gore. Jesli ktos ma slaba pamiec to moze nie zauwazyc. Kto patrzy, widzi. Jak przyjechalismy do Londynu jedna cytryna w Tesco kosztowala 30p. Po jakims czasie 32p, potem 38p a teraz 39p. Rok temu mozna bylo w Waitrose dostac 12 zonkili za 1 funta. Teraz za tego samego funta nalezy sie tylko 10 kwiatkow. Na szczescie na chwile obecna nie zmienily sie ceny czesnego w szkole Gosi. To mogloby nas zabic.
Praca: W kwestii mojego szukania pracy bez zmian. Nadal zadnej (w Londynie) nie mam. Zaczynam rozwazac samodzielne wytworzenie sobie miesca pracy. Pomysl jest na razie swiezy, wiec nie bede zdradzala szczegolow.
Wlosy: Hmm, biodegradacja postepuje. Powoli, ale jednak. Udalo sie troche zwolnic caly proces. Na chwile nawet prawie zatrzymac, ale teraz mam wrazenie, ze znowu jest troche gorzej. Nie poddaje sie jednak. Czlowiek musi miec jakies wyzwania, zeby mu nie bylo za dobrze. Bardziej mnie ta sytuacja dziwi. To nieprzyjemne pytanie: dlaczego ja? …a dlaczego nie ja?
Netflix: Nadal ogladam “the Crown” i “Gilmorki”. Do tego ostatnio doszlo “Good wife” i sporadycznie “Jak poznalem wasza matke”. Wczoraj ogladalismy “Podroz na sto stop” (The Hundred-feet journey”). Niezle, ale nie powala.
Ksiazki: “Egypt: Haram, halal” Kalwasa. Jak dokoncze napisze wiecej.
Filozoficznie: Na koniec. Po urodzeniu Gosi wrocilam do pracy jak miala 2,5 roku, czyli ja 35,5. Pamietam mlode dziewczyny z mojego teamu troche krecily nosem, ze tak pozno mialam to dziecko. Teraz pomalu dobijaja do mojego wieku w tym czasie i… dzieci nie maja. Z roznych przyczyn. Niektore z technicznych, inne nie zebraly jeszcze odwagi. Niedawno posylalam jednej z nich artykul o tym, ze wedlug najnowszych badan dzieci powinny spac z rodzicami do 5roku zycia (oczywiscie jesli chca). Odpisala mi pytaniem: co z zyciem partnerskim? To taka laska co lubi na piwko ze znajomymi, na euroweekendy, chetnie wyskoczy do kina. Myslalam chyba z dwa dni i w koncu znalazlam wlasciwa odpowiedz. Zycie partnerskie dopiero sie zacznie. Do kina mozna isc z kolega, kolezanka, sama. W tym czasie ciezko stwierdzic czy ten drugi jest dobrym partnerem. Jak maly potwor drze sie trzecia godzine w kwalku, posral sie 7 raz w ciagu dnia, albo lezy na ziemi przed kasa w supermarkecie, wtedy dopiero poznajemy partnerskie zycie. Milo konstatowac, ze pod tym wzgledem mialam duzo szczescia.