Od kilku tygodni jestesmy w Pradze. Gosia ma ferie. Czasem mam wrazenie, ze maja wiecej ferii niz szkoly:)
Bylismy na szalonej wycieczce pociagiem do Siostruni, autobusem u kolezanki w podpraskim miasteczku i autem u dziadkow.
Gosia walczy z zapaleniem oskrzeli (bez antybiotykow) a Zu z durem plamistym na nogach, ktory pozostal jako alergiczna pamiatka po uzyciu amoxiciliny (antybiotyk) na zapalenie ucha.
Wydawalo nam sie, ze mamy bilingualna szkole dla Gosi w Pradze. Niestety pani dyrektor jednak “nie wierzy, ze ona mowi po czesku, rodzicom zawsze sie wydaje, ze dzieci sa zdolne a potem okazuje sie, ze nie bardzo”. Osobiscie Gosi poznac nie chciala…zapowiadala, ze jednak raczej miejsc nie bedzie… W prywatnej szkole tez na razie miejsc nie ma. Do typowej czeskiej szkoda nam jej dac, bo jednak zna angielski fantastycznie, byloby szkoda gdyby zapomniala. Wyglada wiec na to, ze jeszcze rok, tylko zaczniemy szukac wczesniej i intensywniej.
Dwa tygodnie mieszkala u nas kolezanka z mojej bylej pracy. Odeszla, byla rok w Australii, potem rok we Szwecji, zebrala doswiadczenia zyciowe, mniej zawodowych, bo jednak bylo trudniej niz myslala. Jak zaproponowali zeby wrocila, wrocila. Co tu duzo gadac, zazdroszcze jej jak wsciekla. Tak wiem, ja mam dzieci, Boskiego, mam dom a ona tylko ta prace, ale i tak zal mi dupe sciska. Takie to nielogiczne. Ona sie z tej mojej, wyslowionwej oczywiscie, zazdrosci smieje:)) tak wiem, ze mam duzo, ale tak bym chciala wiatr w zagle! Dobrze, ze choc mam szkole 🙂
Boski przezywa w pracy regularny mobbing. Podziwiam go jak spokojnie to znosi. To wielka zaleta jego pewnosci siebie. Wie ile jest wart i ma w nosie co o tym mysli jego wystraszona szefowa. Byle mu tak zostalo.