Marokanska siec autostrad jest doskonala. Jak dla nas za dosyc przystepne ceny, choc przypuszczam, ze miejscowi nie podzielaja tej opinii, bo drogi sa w zasadzie puste. Kilkupasmowe autostrady w swietnym stanie technicznym bezblednie prowadza pomiedzy odwiedzanymi przez nas duzymi miastami. Wjazd do metropolii tez jest przyjemnoscia. Jasno oswietlone promenady, dobrze oznaczone ronda, rozsadnie wymyslona sygnalizacja swietlna.
Wszystko swietnie, tylko dlaczego nikt nie powiedzial o tym miejscowym?!
Po przekroczeniu granicy miasta nagle swiat robi sie pelen aut, motocykli sluzacych do transportu 4-5 osobowej rodziny, autobusow, tuk’ tuku’, nieprzewidywalnych PIESZYCH! I wszystko to trabi, piszczy, nie uzywa kierunkowskazow i jedzie w dokladnie innym niz przepisany kierunek. Albo przebiega przez ulice. Nie, sunie przez ulice 4 pasmowa, noga za noga. Tranwaje sa dlugie jak stonoga i tak ludzie nie obawiaja sie przebiegac na ostatnia chwile zeby prawie wpasc pod auto. I trabia, non stop wszystko trabi, bo teraz, bo w tej chwili, bo juz! To samo w mniejszym na ulicach mediny tylko w warinancie z rowerem, koniem, oslem albo motocyklem. Kazdy oczywiscie bardzo sie spieszy. Chyba, ze zauwazy, ze w wozku masz dziecko, wtedy wszystko zwalnia. Do dziecka nalezy sie usmiechnac, rozczochrac mu wlosy i zapytac jak sie ma. Tak zachowuja sie nawet nieco starsze dzieci.
Sorry, my friend, Welcome to MORROCO!