Zimno jest strasznie, nawet w Londynie, co za zaskoczenie, w lutym. Do tego w czwartek wieczorem lecimy do Pragi a tam to juz bedzie zupelnie strasznie zimno 🙂 Interesujace jest to, ze moje dzieci jakos tak dotkliwie nie odczuwaja temperatury wiec ja zamarzam i do tego musze sie z nimi bic zeby laskawie zalozyly czapke albo chociaz nauszniki.
Po podaniu antybiotykow Boski a nastepnie Zu jakos sie odchorowali. Gosia cherchlala, ale dala rade sama sobie poradzic z choroba. Ja dwa razy niesmiale probowalam tez pochorowac, niestety stan mojego meza (czytaj: umieral) nie pozwalal mi na takie fanaberie. A teraz jak sa wakacje to ja juz nie chce i bede zdrowa. O!
Zgodnie z obietnica solidnie raz na tydzien w poniedzialek publikuje artykul po angielsku na moim drugim blogu. Wszyscy dotad zainteresowali powinni dostac maile, jesli nie znalezli ich w skrzynkach to pewnie sa we spamie, jakby co odezwiecie sie, moge poslac jeszcze raz.
Jesli wszystko pojdzie dobrze i dostane pozwolenie z tutejszego ministerstwa sprawiedliwosci zaczne coachowac mlodocianych przestepcow (powaznie) na wylocie z wiezienia.
Dawajcie jakies znaki zycia, zebym wiedziala, ze tu nie pisze dla siebie. Pozdrawiam i ide sie kapac :))) (Zu w przedszkolu, Gosia w szkole. Za godzine lece po Zu do przedszkola – mam cale 1,5h dziennie dla siebie. Dzisiaj wstalam o 5 zeby napisac artykul na przyszly tydzien wiec mam labe i moge odpoczywac zamiast pracowac. Wieczorem klient. Nie jest zle.)
Buziaki, A