Odwiedzilismy centrum arktyczne:
A tam w komore, ktora ma symulowac warunki burzy snieznej. Niby bylo zimno, ale takie raczej dla turystow to bylo, jestem przekonana, ze w realu jest gorzej:
Odwiedzilismy centrum arktyczne:
A tam w komore, ktora ma symulowac warunki burzy snieznej. Niby bylo zimno, ale takie raczej dla turystow to bylo, jestem przekonana, ze w realu jest gorzej:
Pewnego dnia podczas naszej nowozelandzkiej wyprawy dotarlismy na tzw. slope point czyli najbardziej na poludnie wysuniety punkt poludniowej wyspy. Wialo jak jasna cholera. Gosia nie miala szansy stac sama a i ja mialam co robic zebym utrzymala rownowage. To wlasnie dlatego na zdjeciu stoje w takiej cudnej pozycji 🙂
Z pewnoscia nie udalo nam sie zobaczyc wszystkiego co warte zobaczenia na Nowej Zelandii, co to jest 16 dni na zobaczenie calego kraju. Mimo wszystko bylo warto, chocby dla takich widokow…
Â
Wydaje mi sie, ze to okolice Queenstown, ale jeszcze sobie potwierdze z Boskim. Milego ogladania 🙂
Â
Zaczne od dobrej wiadomosci. Zadzwonila Pani rekruterka, zeby mnie z radoscia poinformowac, ze moich 6 dotychczasowych interlokutorow bylo zadowolonych z przebiegu rozmowy kwalifikacyjnej (z jedyn widzialam sie 2 razy) i dlatego… zapraszaja mnie na 8. rozmowe w przyszlym tygodniu. No czy nie super?:)
A wracajac na Nowa Zelandie. Poza naturalnym stanowiskiem pingwinow Zoltonosych odwiedzilismy rowniez rezerwat i szpital z pingwinami.
W rezerwacie mozna bylo ogladac pingwiny z niewielkiej odleglosci. Chodzilismy niskimi tunelami a zdjecia robilo sie ze specjalnych chat, tak zeby nie przeszkadzac przechadzajacym sie nieopodal ptaszkom.
Chore pingwiny, ktore nie sa jeszcze dostosowane do zycia w srodowisku naturalnym trafiaja do specjalnego szpitala:
Wiele zwierzatek mialo klopoty z jedzeniem i ogolnie nie zawsze wygladaly najlepiej. Mam nadzieje, ze teraz juz sa ok…
Inne nie byly specjalnie zachwycone widzac turystow 🙂
Pingwiny w szpitalu:
A obok szpitala to co tygrysy lubia fotografowac najbardziej… kwiatki
duzo kwiatkow 🙂
btw podobne zdjecie zrobilam w Chile. Moze to jakies bardzo poludniowe kwiatki, bo w Europie ich nigdy nie widzialam (no, ale ja znowu tyle tego nie widzialam, wiec nie ma co sie wymadrzac:)
Oczywiscie rok temu mi sie wydawalo, ze zawsze bede pamietala wszystkie nazwy i miejsca. Otoz nie bede. Moge natomiast pamietac krajobrazy, zwlaszcza, ze wiele z nich udalo nam sie lepiej czy gorzej utrwalic.
Powinnam sie w koncu zaopatrzyc w jakis program do obrobki zdjec, bo wstyd sie przyznac, ale widze, ze zdjecia czesto przeswietlone albo niedoswietlone a tak malo by bylo trzeba.
Tematem ma byc jednak jaskinia. Jaskinia do ktorej da sie wejsc tylko w niektore dni i w okreslonych godzinach, bo poza nimi jest zalana woda.
Do jaskini trzeba kawalek podejsc, najpierw stroma sciezka przez busz a potem kawal drogi przez plaze. Tylko jakie wziac budy na taka wyprawe? Rozwiazania byly rozne…
po dotarciu na miejsce okazalo sie, ze w jaskini jest jednak troche wiecej wody niz oczekiwalismy a przede wszystkim jest jakas taka mroczna…
w kazdym razie buty trzeba bylo sciagnac. Wszystkie buty… i kto je niosl? bingo! mamusia oczywiscie, bo Boski pilnowal coby sie razem z Gosia nie utopili
To zdjecie jest ciekawe nie dlatego, ze jest przeswietlone ani dlatego, ze jaskinia w tle ladna. Chwile po jego zrobieniu przyszla wielka fala, ktora bardzo zmoczyla Boskiego az nad kolanka 🙂
Po wdrapaniu sie na zbocza gory prowadzace od jaskini na parking czekala nas nastepna atrakcja. Pare kilometrow dalej poszlismy zoabaczyc piekne jeziorko:
a obok jeziora morska scenerie
i dalej w droge…
Ostania, 7 romozwa kwalifikacyjna miala miejsce wczoraj a dzisiaj znowu musze zaczac szukac pracy. Kiedy beda wyniki tamtych rozmow, i czy to juz byly wszystkie rozmowy powaznie nie mam pojecia. Pozyjemy, zobaczymy.
Pomyslalam, ze w tych okolicznosciach przyrody warto bedzie wrocic mysla do roku ubieglego i pokazac kilka (serii?) zdjec z Nowej Zelandii.
Zapraszam na wycieczke do krainy pingwinow zoltonosych (mysle, ze tak sie nazywaly)
….
Na Nowej Zelandii jest zaledwie kilka stanowisk gdzie mozna ogladac pingwiny zoltonose. Zwykle stoji tam kilku – kilkunastu turystow i czekaja. I my tez czekalismy. A tu nagle, kszyk, gwalt, rwetes, jest!!! jest pingwin! Wyciagamy aparaty, a kto mial dobry obiektyw ten i widzial…
Pomalu z wody wyczlapal sliczny pingwin…
Okazalo sie, ze przyplynal w odwiedziny do znajomego (znajomej?). Wywiazala sie dyskusja
chyba ktos sie obrazil…
A kraina pingwinow wygladala tak:
Fotograf przed akcja (bylo troche zimno wiec asystent fotografa zostal odpowiednio otulony:)
Kilkadziesiat kilometow dalej odwiedzilismy kolejna atrakcje – Blue Pools – rzeke z krysztalowa woda.Â
Zanim dotarlismy do zbiornikow zrodlanej wody trzeba bylo przejsc kawalek lasu a potem przez most. Widoki byly piekne:
Ktos sie kiedys pytal jak podrozowalismy z Gosia. No wiec, tak tez…
I tak:
Az w koncu docieralismy na wlasciwe miejsce:
Gapilismy sie z mostku:
Bawilismy sie pod mostkiem:
Tak wygladala woda… przypominam dno bylo kilka metrow nizej:
Â
Probowalam zrobic zdjecie pajeczynce:
i pojechalismy dalej…
Kolejna ukradziona chwila (Mloda oglada bajki), kolejne zdjecia z drogi. Tym razem fotodokumentacja krotkiego przystanku w drodze z gor na poludnie. Na ZIMNE poludnie, przypominam, ze bylismy tam gdzie wszyscy chodza do gory nogami a cieplo jest na polnocy 🙂
Zacznijmy tradycyjnie:
Ocean:
Kamyki z bliska:
Duza woda:
Gosia Ocaskova jak mowi ostatnio (Ogonkowa:)
Zamek z kamykow (z braku piasku):
I znowu ona:
Dla odmiany, kamyk:
Morska trawa na pozegnanie z plaza:
I w droge…
Od ostatniego wpisu ujechalismy moze ze 2 godzinki i zaparkowalismy na tym uroczym kempingu. Ku naszemu zdziwieniu charakteryzowal sie brakiem kuchni, za to byl bardzo ladny:
Po poludniowej drzemce wyruszylismy na lodowiec Franza Josefa:
Mloda standardowo, troche na plecach mamy, troche taty a troche sama. Na tym zdjeciu akurat sama:
Dotarlismy tak daleko jak sie dalo. Dalej bylo juz zbyt niebezpiecznie dla turystow o czym informowaly swietnie przygotowane tablice:
Ale od czego sa obiektywy? Lodowiec Franty Pepy w pelnej krasie:
Rano sniadanie, male conieco do picia i …
I … znowu w droge:
Tym razem na lodowiec Foxa:
Jeszcze raz lodowiec Foxa. W tym wypadku rowniez pomogl objektyw:
Na gorze jakis mily czlowiek zrobil nam zdjecie:
Ostatnie spojrzenie na kraine lodowcow
I jedziemy dalej…