Minelo kolejnych za malo minut. Znowu wszystko dzieje sie niemilosiernie wolno. Jakby mnie ktos trzymal za kark i kazal przezyc dokladnie kazdy moment kazdej minuty. 

Za to szybko bede musiala zdecydowac co dalej.

Ta ciaza byla jak dar z niebios. Nie musiala bym odchodzic z pracy, ot po prostu byla bym z dzieckiem w jakims innym kraju, tak jak kiedys z Gosia.

Wyprowadzka Czlowieczka wszystko zmienia. Musze zdecydowac co dalej. Chciala bym odejsc i normalnie przeprowadzic sie z Boskim do Warszawy. Tylko, ze nie moge. Musze czekac na wyniki badan. A kiedy beda tego nikt dokladnie nie wie. Za 2-3 miesiace? Co do tego czasu? Na pewno od sierpnia bedziemy z Gosia w Pradze same. Jak dlugo nie jestem w stanie odpowiedziec mimo ze Boski meczy mnie z tym pytaniem nieomal codziennie.

Makabrycznie drogie warszawskie przedszkole jest zaplacone od wrzesnia. Ale kij mu w oko. Zycie jest takie jakie jest a w tym wypadku jakies koszmarnie w opozycji do marzen.

Ja mam jakas zla karme chyba. Meczy mnie to.

_______

a kazdziutki wpis na bloxie musze robic 2 razy bo mi blox neustale spada. To tez ”cieszy”

CZYTAM I CZYTAM

Nie moge sie powstrzymac od czytania wszystkiego ”na temat”.

Wiec czytam i czytam. Wiekszosc rzeczy juz 2 raz.

Rano zostalam sama w domu, ale to nie byl dobry pomysl. Sama znaczy z myslami. Z myslami znaczy wystraszona. Wystraszona znaczy minuty kapia bez sensu i bardzo wolno.

Jak ja bym chciala przewinac czas o pare miesiecy.

ODSZCZEKUJE

Nawet w danych okolicznosciach przyrody nie moge sobie darowac zachwytu nad czeska sluzba zdrowia. Zwlaszcza ta prywatna. 

o 7:30 bylam przyjeta na oddzial, o 8:00 byla u mnie pani anestezjolog wytlumaczyc przebieg narkozy, o 8:30 szlam na sale  – pozwolili mi wziac okulary (a to dla slepca przejaw szacunku) a tam przed wejsciem do sterylnej czesci przebrali calutka w szpitalne, czyste ubrania. Polozylam sie na stole, kolo mnie zakrecilo sie z 6-7 osob w tym 3 lekarzy, ktorzy wczesniej mi sie przedstwili, policzylam do 4 i obudzilam sie w pokoju. Chwile potem lekarka o dzwiecznym nazwisku… Boska powiedziala, ze zabieg przebiegl bez komplikacji. O 11:30 tesciowie odebrali mnie ze szpitala.

Troszke sie przelewalam przez rece jeszcze po tej narkozie, ale jakos dotarlismy do domu i staram sie lezec. Jutro jeszcze zostane odpoczywac, ale w piatek juz raczej pojde do pracy.

Nie bede sie plawic w zalu. Prawde mowiac to czuje sie jakbym nie miala mozgu i zadnych uczuc. Ani dobrych ani zlych. Bardziej w kierunku debilnych zarcikow niz placzu. Po prostu jestem niezrownowazona. jakos tak to wszystko ze mnie powoli spada. Moze praca pomoze zeby nieco szybciej. Zastanawiam kiedy w koncu rupnie ta fasada obojetnosci.

Co do pracy, musze tam jeszcze przeklepac conajmniej do konca wrzesnia, bo mysle ze tyle bedzie trwalo zanim dostane do reki wyniki wszystkich badan a w tym celu musze byc ubezpieczona.

Czytalam opisy jak ta sama procedura moze wygladac w Polsce … i jeszcze raz dziekuje czeskim lekarzom, ze chociaz nie znaja sie na zegarku to nie czuje sie w szpitalu jak intruz.

PARE SLOW O BOGACH

Wczoraj bylam na odbiorze krwi, potem u genetyka a dzisiaj na badaniach przedoperacyjnych. Z tych 3 spotkach tylko jedno odbylo sie w zaplanowanym terminie (genetyk) a reszta z 40 minutowym opoznieniem. Ciekawe to, poniewaz mowimy o planowanych spotkaniach w prywatnej klinice (fakt, ze w Czechach to nie oznacza, ze sie cokolwiek dodatkowego placi, ale i tak). W czwartek szpitalu panstwowym czekalam 1h15 min przed gabinetem lekarza. W zwiazku z tym, ze siedzialam przed drzwiami wiem, ze nikt poza lekarzem, w tym czasie w gabinecie ani w zadnym z wymienionych miejsc nie byl.

Dlaczego o tym pisze? Poniewaz nie znam zadnej innej grupy zawodowej, ktora mogla by sobie pozwolic na to, zeby KLIENCI warowali pod drzwiami podczas gdy przedstawiciel danej grupy siedzi zamkniety w srodku w wyznaczonym terminie spotkania.

Rozumiem, ze moga miec tysiac innych papierowych zajec. To jest ok. Do tego wlasnie sluzy UMAWIANIE SIE NA GODZINE. Rozumiem, ze musza zjesc obiad, viz zdanie poprzednie.

Tak jestem zdenerwowana przed jutrzejszym zabiegiem. Godzine temu dzwonili ze szpitala pytac sie jaka mam grupe krwi, zeby przygotowac sie do ewentualnej transfuzji. Rano lekarka ze zdziwieniem konstatowala, ze mam szmery na sercu, ale przeciez ktos musial mi o tym kiedys mowic (nie mowil).

Nie, zabiegu sie nie boje, ale poglebia sie we mnie etap buntu. Tym razem skierowanego na bogow mniejszych. Tak wiem, jutro byc moze uratuja mi zycie, albo przynajmniej zdrowie. Tylko, ze gdyby rok wczesniej udalo mi sie z nich wycisnac skierowania na badania moze to wszystko nie musialo by sie zdarzyc.

Badania kosztuja ja to rozumiem. Kazdemu kto chcial sluchac mowilam, ze ja za te badnia chetnie zaplace. Mam (w tym czasie) 35 lat i nie chce tracic zycia na kolejne poronienia skoro moge zaplacic za badnia. Nie nie trzeba, to przeciez byl wypadek. 

Teraz moj wujek najukochanszy  (ginekolog) mowi, ze od razu myslal, ze to tarczyca. Srele morele. To czemu mnie sam osobiscie nie poslal na badania. Zrobil mi LISTE BADAN (infekcje) na ktore szlam. Dlaczego nie umiescil tam tarczycy, skoro teraz jest taki pewny? Bo mowilam, ze kiedys mialam badania i byla dobra. A ja wiem, ze sie to moze zmenic?

Jesli czlowiek, ktory mnie niezaprzeczalnie kocha jest tak znieczulony 30 laty lekarskiej praktyki, ze nie posyla mnie na badania ot tak dla pewnosci, to czego wymagac od masy lekarzy, ktorzy swoich pacjentow znaja z kartoteki?

Jestem zla w imieniu innych kobiet. JA MAM SZCZESCIE, bo wrocila moja lekarka, ktora sama przezyla 2 poronienia, wiec dobrze rozumie, ze nie chce przezywac tego po raz trzeci tylko poto zeby spelnic standardy. Dlatego ide na badania JUZ teraz. Mam nadzieje, ze cos znajda. Jesli nie znajda to przynajmniej bede wiedziala, ze na prawde staralismy sie znalezc odpowiedz. 

Dlaczego katuje sie kobiety 3 poronieniami zanim zacznie sie badania? Czy ktos policzyl KOSZTY SPOLECZNE tych poronien? Boski jest absolutnie na mojej stronie, ale cos mi mowi, ze to nie musi byc standard. Czy ktos sie zastanowil jaki te poronienia maja wplyw na kobiete, ktorej dotycza? Czy ten ktos jest pewnien, ze to tansze niz pare glupich testow?

Lista komplikacji po jutrzejszym zabiegu jest dluga jak litania. Poprzednio moj organizm nawet zabiegu nie zauwazyl, mam nadzieje, ze los bedzie mi sprzyjal i tym razem.

Tak czy inaczej jutro czlowieczek wyprowadzi sie na dobre. Zaczniemy nowe zycie. Po.

ZALOBA

Standardowo zaloba ma nastepujace etapy:

1. Faza szoku i zaprzeczenia

2. Dezorganizacja zachowania

3. Zlosc/bunt

4. Smutek/depresja

5. Akceptacja

Faza szoku u mnie nie wystapila. Od razu przeszlam gdzies pomiedzy etap 2 i 3. Jestem padnieta, ale nie moge spac. Udalo mi sie zgubic liste badan, ktora mamy zrobic. Meczy mnie obecnosc ludzi (wlasnie wywalilam Boskiego z Gosia na dwor a Boski foch oczywiscie). 

Ale przede wszystkim jestem wkurwiona. Mogla bym krzyczec ze zlosci. Zbic siebie albo kogos zeby tylko wydusic z siebie w koncu lzy.

Tak strasznie bym chciala sie potrafic sie poryczec i wykrzyczec te swoje emocje. 

Zazdroszcze wszystkim dla ktorych zajscie w ciaze to bulka z maslem. Mam straszny zal do kolezanek o ktorych widze, ze narobia sobie dzieci a po paru miesiacach uciekaja do pracy, bo sie czuja niedocenione w domu albo chca rozwijac, kurwa, kariere przedstawiciela handlowego, albo tym podobne. I gowno mnie obchodzi, ze to ich zycie. I tak jestem wciekla.

Co to za gadanie o jakiejsc fazie akceptacji. Nie ma takiej fazy w wypadku poronienia. Mozna przestac obsesyjnie myslec o tym fakcie, mozna cieszyc sie zyciem, mozna szukac rozwiazania, ale ZAAKCEPTOWAC, ze potencialne dziecko umarlo, bo zielone NIE MOZNA NIGDY.

Po co opisuje ten dramat w odcinkach? Bo nikt go przede mna nie napisal. Bo rozpaczliwie potrzebuje komus to powiedziec a nie zameczyc konkretnej osoby siedzacej obok mnie. I w koncu dlatego, ze przeszukalam caly internet i nie widze zeby ktos mial podobnie jak ja. Nie jestem oszolomem, ktory bedzie palil do konca zycia swieczki dla ludzikow w oknie albo na internetowej witrynie , nadawal im imiona i modlil sie za ich duszyczki. Ale tez nie chce sluchac opowiesci ”oj tam ja to 7 razy poronilam a teraz mam 3 zdrowe dzieci”. 

Jestem zagubiona, wypompowana z zycia ale przede wszystkim WSCIEKLA, WSCIEKLA, ze musze to przezywac. Faza zaprzeczenia? W zadym wypadku. Niestety doskonale wiem, ze JA TO MUSZE CALUTKIE ZNOWU PRZEZYC SAMA. 

To niech sobie ktos, kiedys przeczyta, jak bedzie w podobnej sytuacji jak ja teraz. I niech wie, ze nie ona sama czuje sie jak brudna, wymietoszona skarpetka. Nie chcial by mnie ktos uspic na nastepnych 6 tygodni, zebym obudzila sie choc troche bardziej soba? Ja tu tak bardzo nie chce byc.

PRZEGLAD CIOTEK

Co mi dalo to pierwsze poronienie? pokore.

Wtedy szlam na kontrole przekonana, ze wszystko bedzie dobrze. Przyjechalam z 2 letnia Gosia w wozku i przez mysl by mi nie przyszlo, ze Pani nie wreczy mi zdjecia malutkiego bobasa.

Nie wreczyla.

Nie moglam w to uwierzyc? Takie rzeczy zdarzaja sie przeciez innym. Ja? czemu ja? Ja jestem zdrowa! Wszystkie testy wszystkiego mam wzorcowe, w pokoju obok siedzi zdrowe, cudne dziecko.

Tym razem bylam przyczajona jak kot. Pozbylam sie nonszalancji poprzedniej ciazy, nie nosilam Mlodej, nie cwiczylam, unikalam stresow. Zadnego przeginania. A i tak przed kazdym USG, a mialam je co tydzien, umieralam ze strachu. Po USG w 7 tygodniu histerycznie szlochalam z radosci. Ze sie udalo, ze kolejny tydzien za nami. Moze jednak pech odszedl.

A potem nastala cisza. Nagle zaczelam sie czuc podejrzanie dobrze. I wiedzialam, ze juz sie stalo. Dyskutowalam ze sama soba probujac sie przekonac, ze popadam w paranoje, ale wewnetrzny glos byl nieublagany: chcesz sobie wierzyc, to wierz. I tak znasz odpowiedz.

W srode wieczorem napisalam SMS do Boskiego, ktory usypial Gosie:

Dzisiaj jest moj wieczor, byc moze ostatni kiedy mysle, ze mieszka we mnie czlowieczek. Strasznie sie boje, ale czesc mnie wierzy, ze tym razem sie uda. Nie ide spac, bo jest we mnie strach, ze jak nastanie jutro bede juz czekala na zabieg w szpitalu. Ale kawaleczek mnie rozpaczliwie trzyma sie mysli, ze jednak nie.

Boze, jak ja bym chciala czasem sie mylic jak intuicja przestrzega przed nadchodzacym niebezpieczenstwem.

__________

Nie pozostaje mi nic innego niz podejsc do sprawy zadaniowo. Ciesze sie, ze w koncu pojdziemy na te wszystkie testy. Ze nie beda nas zgodnie z procedurami torturowac 3 poronieniem, zeby choc sprobowac znalezc odpowiedz.

Dzisiaj wypelnialismy formularz z pytaniami na genetyke. Moja rodzina to katalog chorob ukladu krazenia. Rodzina Boskiego jest zjedzona przez raka. Warto tak przejrzec wszystkie ciotki, stryjenki i prababcie, zeby przyjrzec sie co nas moze jeszcze w zyciu czekac. Otworzyc oczy, sklonic glowe jeszcze nizej, bo na przygietych kolanach lepiej sie walczy.

Z ciekawostek okazalo sie, ze siostra dziadka Boskiego miala blizniaki, a my jak nasz wiek i rodzinna przestrzen trzymamy sie jednak zaskakujaco zdrowo.

Boze, badz tak dobry i pomoz nam choc znalezc przyczyne, zebysmy mieli punkt zaczepienia dla nowej nadzieji. Do třetice všeho dobrého…

POWTORKA Z ROZRYWKI

Mialam nadzieje, ze dzisiaj napisze jakis mily, optymistyczny wpis nie na temat. Niestety nie napisze.

Po raz drugi poronilam. W poniedzialek i wtorek badania w srode ide do szpitala.

Jeszcze to chyba do mnie nie dotarlo. 

Z drugiej strony calych 10 tygodni (albo 6 od czasu gdy wiedzialam) caly czas liczylam sie z takaI mozliwoscia. Stalo sie raz, moze sie stac drugi raz.

Cieszylam sie, ze jak przyszly nudnosci, jak pomalu przestalam sie dopinac w mniejsze spodnie. Jak czlowieczek rosl a serce bilo z kazdego kolejnego USG. Nawet zaakceptowalam fakt, ze wlosy wypadaja mi jak podczas chemioterapii, ot taka uroda tej ciazy.

W zeszly czartek cos sie zmienilo. Po wszystkich tych tygodniach nagle zrobilo mi sie smutno. A potem stopniowo przestalam sie czuc ”w ciazy”.

Idac na wczorajsza kontrole bylam niestety nieomal pewna tego co zobacze.

Potem bylo ”wielkie” USG w klinice, rozmowa z lekarzem w klinice i umawianie na zabieg na dzisiaj. Odbior krwi i znowu do mojego lekarza. 

Tam zmiana planow. Mam isc do innego szpitala, w innym terminie, bo w klinice za duzo mlodych lekarzy a moja lekarka nie zyczy sobie, zeby ktos uczyl sie na mnie.

Wiec inny szpital, znowu 1,5h czekania i przemila kolezanka mojej lekarki. Poza nieuniknionym zrobia mi w koncu badania, genetyczne, immunologiczne, hormonalne. Wszystko powinnam zdarzyc na styk przed wyjazdem do Polski. 

Musi byc gorzej, zeby bylo lepiej. Ostatnio zaczynam miec wrazenie, ze gorzej to jakas pieprzona studnia bez dna.

MALY KTOS

Zastanawialam sie, czy o tym pisac czy jest to zbyt osobiste. Ale napisze. Moze komus moj wpis poprawi humor, bo bedzie wiedzial, ze nie jest sam.

Dzisiaj mial sie urodzic Czlowieczek. Ale nie urodzil. Wyprowadzil sie w 11 tygodniu ciazy.

Rzeczywiscie, na dzien dzisiejszy jestem w stanie wyobrazic sobie duzo gorszych scenariuszy niz taka wczesna wyprowadzka. Na poczatku nie bylo latwo.

Dobra wiadomosc dla tych co wlasnie teraz rozpaczaja: nie zapomina sie, ale z czasem jest latwiej.