KONIEC DNIA

Jestem padnieta, spiaca, ale zadowolona, bo wlasnie skonczylam to co sobie zaplanowalam na niedziele. Moge isc czytac z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku :)) (choc to zaden obowiazek akurat).

Za tydzien, na tydzien do Pragi, juz sie ciesze:)

POTWORNY KEVIN

Wczoraj wieczorem skonczylam czytac ‘‘Musimy porozmawiac o Kevinie”, Lionel Shiver. Ksiazka jest powalajaca. 

Historie chyba kazdy zna z zapowiedzi filmowych. Po krotce chodzi o to, ze w zamoznej rodzinie rodzi sie dziecko – Kevin. Nie jest to jednak zwykle dziecko. Mama widzi w nim rosnacego zwyrodnialca a Ojciec, nie bez zaslugi Kevina, stara sie widziec w chlopcu tylko to co pozytywne. Matka, jak to matka ciagle zadaje sobie pytanie czy to ona jest wyrodna czy jednak chlopiec rosnie na psychopate? 

Nie bede opowiadala szczegolow, bo ksiazke warto przeczytac. Biorac pod uwage fakt, ze role glowna w filmie, ktory powstal na jej podstawie, zagrala Tilda Swinton, prawdopodobie warto zobaczyc rowniez jej ekranizacje. Zakonczenie ksiazki wprawilo mnie w oslupienie. Absolutnie sie go nie spodziewalam.

W zasadzie jest to ksiazka o milosci. Milosci Matki do Dziecka. Nawet jesli dziecko jest seryjnym morderca a matka w zasadzie nie lubi go od urodzenia to laczy ich silna wiez. Jakis magnes, ktory odpycha albo przyciaga, nieustannie dziala. 

Moze gdyby Ojciec nie byl tak zaslepiony dalo by sie cos z chlopcem zrobic zanim popelnil zbiorowe morderstwo? Moze gdyby Matka byla w stanie zajmowac sie nim jakos inaczej wszystko potoczylo by sie inaczej? Tych moze jest wiecej i kazdy znajdzie swoje wlasne. A moze nie dalo sie zrobic zupelnie nic?

Warto przeczytac, choc nie jest to zupelnie przyjemna lektura. Swietnie napisana, wciagajaca, madra i straszna jednoczesnie.

HISTORIA OLI

Wlasnie przez przypadek znalazlam strasznie ciekawy wpis. Zeby bylo latwiej kopiuje go u mnie, oryginal i komentarze (ktorych ja jakos na Onecie nie bardzo potrafie czytac) znajdziesz tutaj. Bardzo jestem ciekawa Waszych komentarzy. Mnie powalila burakowatosc meza i SYNA!

 

Catering a wojna domowa:

Zawsze przed każdymi zbliżającymi się świętami mam bóle głowy .
Od 20 lat ciągle to samo.
Każda uroczystość, czy święta odbywają się u nas, bo mamy najwięcej miejsca.
Domek odziedziczyłam  po rodzicach, którzy zginęli w wypadku samochodowym, kiedy ja dopiero rozpoczynałam studia.
Po ślubie mój mąż i jego rodzina stała się moją rodziną. Myślałam, że teściowa zastąpi mi matkę. Nie ma nic bardziej błędnego.  W tym roku do śniadania miało zasiąść 12 osób. Nasz syn Tomek chciał  przedstawić swoją dziewczynę. Studiowali razem. Reszta gości to normalka. Dwie szwagierki z mężami i trójką dzieci .Teściowa  i my.
Czytając gazetę wpadło mi w oko ogłoszenie firmy cateringowej – dania na każdą okazję także dla osób prywatnych.
To był mój plan na te święta. Skoro  nikt nigdy nie wpadł na  pomysł, aby zrobić  święta u siebie albo chociaż spytać w czym mi pomóc, chciałam chociaż raz zrobić  coś dla siebie. W tym samym dniu pojechałam pod wskazany adres, aby dowiedzieć się mniej więcej jaka jest cena i jak  ma to wyglądać.
Miła Pani wręczyła mi przykładowe  menu, które mogłam wzbogacić swoimi pomysłami , a resztę miałyśmy omówić następnym razem. Po tygodniu
miałam już w ręku potwierdzone zamówienie. Do moich obowiązków należały porządki i dekoracja.
Miałam trochę zaoszczędzonych pieniędzy, też pracuję zawodowo, więc niczym więcej nie musiałam się przejmować.
Męża nigdy nie interesowały takie przyziemne sprawy, bo on był stworzony do wyższych celów. Nie zadawał żadnych pytań o święta.
Zamiast spędzać czas w kuchni spędziłam go u kosmetyczki i fryzjerki.
Rodzinę na świąteczne  śniadanie zaprosiłam na  9.30.
Potrawy miały być dostarczone o godzinie 9.15.  Stół pięknie nakryty. Ja w całym blasku, szczęśliwa jak nigdy.
Nagły dzwonek do drzwi wyrwał mnie z marzeń. Niemożliwe stało się możliwym.
W drzwiach  stała teściowa z całą resztą rodzinki.
-Tak 
sobie pomyślałam, powiedziała mimochodem, że 9.30 to trochę późno na śniadanie.
– Nie rozumiem powiedziałam z nutką żalu w głosie. To trzeba było coś zjeść w domu.
Teściowa zerknęła jednym okiem do pokoju i zaniemówiła. Po chwili odzyskała jednak głos, aby spytać .
– Co? To Ty jeszcze nie jesteś gotowa.?
Proszę rozgośćcie się a za 15 minut możemy usiąść do stołu.
Punktualnie  o 9.15  zaczęto wnosić moje wybrane potrawy. Boże,  jak  pięknie wyglądały.
– Wszystko już gotowe.  Zaprosiłam do stołu. Zapadło milczenie. Wszystkim odebrało głos, tylko dzieciaki nie mogły się doczekać, aby zacząć pałaszowanie.
Nie wiem czy głos odebrało wszystkim  z podziwu czy z innego powodu.
Pierwsza jak zwykle głos odzyskała teściowa.
–  Ja tam nie będę jadła takiego paskudztwa – to w niczym nie przypomina domowych świątecznych potraw.
Nareszcie wiem, że mam rozrzutną i leniwą synową (19 lat poszło w zapomnienie w jednej chwili). 
-Idziemy! Padł rozkaz wydany przez teściową. 
– Przygotujemy sobie śniadanie u mnie . Takie normalne domowe.
Szwagrowie i szwagierki wstali  jak na rozkaz, tylko dzieci nie bardzo miały chęci wracać. Nawet  mój syn, Tomasz wstał i ze swoją dziewczyną ruszył za babcią – zdążył tylko powiedzieć, że to nie był akurat dobry przykład z mojej strony dla jego dziewczyny. Mój mąż Bartek siedział w bezruchu. Powiedziałam 
– Ty też możesz iść , jeśli  tylko masz ochotę. Wstał i poczłapał za resztą. Zostałam sama z pięknie nakrytym stołem pełnym potraw. Tak siedząc pomyślałam sobie: pomysł był  wspaniały – całe święta są tylko dla mnie. 
Zaczęłam snuć plany – co zrobię ze Świętami Bożego Narodzenia.
Chyba wyjadę na wczasy. Dałam nauczkę całej rodzince.
Na pojednanie nie widzę szans, ale też mi już tak bardzo na tym nie zależy.
Niby dlaczego, my kobiety mamy stać w kuchni 2 dni albo i więcej?
 Tylko dlatego, aby reszta była zadowolona?
Gdzie w szeregu nasze miejsce? Kto chociaż przez chwilkę pomyślał o nas kobietach, często i gęsto padających na nos z przepracowania? 
Pomyślmy więc o sobie same.

ORA ET LABORA

Staram sie byc zajeta. Ilosc czasu poswiecanego na sprzatanie wzrosla gwaltownie. Spacery z Kolezanka dluzsze. Byle nie miec za duzo czasu na myslenie.

Dzisiaj myslalam tak malo, ze dopiero o 17 przypomnialam sobie, ze czlowiek powinien pic. Wypilam z 2 litry, ale chyba za pozno, bo glowa boli mnie strasznie, mimo paracetamolu zaraz odpadnie. 

Dobrze nam idzie oduczanie Gosi od piersi. Zostalo jedno karmienie, na popoludniowa drzemke i tak bedzie jeszcze przez miesiac a potem sie pozegnamy. Dotychczasowe ograniczenia znosi nadspodziewanie dobrze.

Technika chodzenia po schodach ulegla gwaltownej poprawie. Po duzych schodach trzymam ja za reke, ale nawet bez tej reki wejdzie i zejdzie bez problemu. Jestem dumna z postepow. 

O wlasnie skrada sie do mnie udajac kota. Kocham te kobietke malutka 🙂

SZALENSTWO, POMYSLOWOSC, PRZYPADEK?

W czasie Swiat (bylemu) koledze z pracy urodzilo sie drugie dziecko, chlopczyk, 2,47kg. No nie byloby w tym nic niezwyklego gdyby nie to, ze w czerwcu 2011 w 27 tygodniu ciazy urodzila mu sie corka, wazyla kilogram, ponad 2 miesiace byla pod tlenem, potem jeszcze w szpitalu. A teraz 10 miesiecy pozniej na swiat przyszedl syn. 

Wow!

SWIETA SWIETA

Jestesmy u Siostruni. Jedzenie takie dobre i tyle, ze sadze, ze moje stracone 2 kg powrocily na swoje miejsce. Gosia wlasnie poszla (powozkowala, tym razem) na spacer z cala grupa. 

Boski byl z kolegami w gorach a dzisiaj powrocil. Wymarzniety, bo zasypal ich snieg (spali pod golym niebem), ale szczesliwy.

Gosia szaleje z Misiem i Matylda, uwielbia ich a ja jestem pelna podziwu dla ich cierpliwosci. Wytrzymac z takim malym generalem nie jest latwo. Po poludniu znowu nie chciala usnac, co sie nadarla, to jej. Musialam sie BARDZO powstrzymywac zeby jej nie zjesc z nerw, ale udalo sie. Byla strasznie zmeczona, ale spac to nie. Jak juz usnela to spala ponad 2,5h a potem ucieszyl ja widok Tatusia 🙂

Ludzie maja tylko okreslana cierpliwosc dla cudzego smutku, wiec zaczelam pisac pamietnik. Papierowy, tak jak kiedys. Wcale nie jest utopiony w zalu, bo to nie ma sensu. Powiedziala bym, ze jest bardziej niepewny,przestraszony i troche smutny, ale bardziej codzienny. Pisze go taka pytajaca czesc mnie. Dzien sklada sie ze szczegolow, nie mozna zyc tylko we wlasnej glowie, ale wlasnie trzeba przezyc wszystkie minuty. Musze pilnowac mysli, zeby nie uciekaly bo jak uciekaja to jestem smutna, a Gosia nie potrzebuje rozdraznionej mamy i bez tego zaden ze mnie ideal.

Apropos milych chwil, po spaniu i wytarmoszeniu poszla sie wytulic do Siostruni, ktora nazwala: Mama Siostrunia :)) Pewnie sobie przypomniala czasy kiedy byla malusienka a Siostrunia miala bardzo leczace rece, nie to co wystraszona mama:) No i zjadla wieelki obiad. 3/4 duzego kotleta, sporo ziemniakow i nawet kawaleczek ogorka. Taki maly prezent dla mnie.

A wczoraj przyjechal w odwiedzimy do Siostruni moj najlepszy przyjaciel. To znaczy w odwiedzimy do mnie, ale do domu Siostruni. Ponad godzina drogi w jedna strone. Jestem pod wrazeniem. I dziekuje. Choc nie czyta:)

ZEBY?

Nadeszla nowa fala butnu dwulatka. Teraz juz dwulatek potrafi powiedziec co chce, tyle, ze my (swinie!) nie zawsze chcemy spelnic zyczenie jejmoscpani. Na przyklad zyczenie wykapania sie w perfumach. Onaa CHCCCCEEE! 

Zauwazylam, ze ida jej jakies zeby, conajmniej dwa w tym jedna piatka. Moze jesc ich wiecej, nie wiem, bo paszczy nie chciala otworzyc na tak dlugo, zeby dalo sie sprawdzic.

Do tego wscieklizna zwiazana ze zmiana konsystencji sniadania i mozemy sie tak drzec duuuza czesc dnia.

Mnie wlasnie minal… chyba wirus jednak… 3 dni z ogronym katarem bez kataru, zalzawionymi oczami. Chyba nie alergia, bo tak samo i tak szybko to by chyba nie przeszlo. Choc z drugiej strony Gosia tylko kichala a Boski jakos zupelnie inaczej to przechodzi. Nie wiem co to bylo, ale znowu oddycham nosem. Super! Trzeba sie cieszyc z drobnostek, prawda?

Dzisiaj bylo w porywach do 23 C, a na sloncu to chyba duzo wiecej. Gosia z bratyslawskim kolega szaleli w parku a ja robilam zdjecia. Pozniej jakies pokaze.A potem bzdziagwa nie chciala usnac po obiedzie!!! no ale w koncu usnela. Wieczorem bylismy w pizzeri gdzie sama zamowila sobie ZUPKE, ale pani nie zrozumiala wiec zmienila zamowienie na POLEVKE a tatus doprecyzowal jaka. A potem probowala zaplacic pani siedzacej przy sasiednim stoliku bo sie nie umiala doczekac na kelnerke. SIAMA, SIAAMA!

Na Slowacji widac kryzys. Na starym miescie pozamykali duzo sklepow. Boski mowi, ze w Tatrabance duzo zwalniaja i obizaja pensje. W innych firmach to samo. Moja firma tez sie ponoc nie ma najlepiej. Moze nie bede miala gdzie wracac? Na szczescie chwilowo mam to w dupie.

kap, kap… minal kolejny, dlugi dzien.

FALOWANIE I SPADNIE

Za kazdym razem jak chwile wydaje mi sie, ze jest lepiej to bardzo szybko okazuje sie, ze bylo to tylko lepiej przed gorzej. Troche jestem niezrownowazona emocjonalnie i sama mnie to drazni. Rzeczy tajemniczo wypadaja mi z reki, kubki sie rozbijaja, musze sie pilnowac zebym jadla (2kg jakos uciekly). Rozum rozumie, ale emocje sie sypia. Dawno mnie nic tak nie dostalo. Oj chcialabym troche poprzewijac czas. 2 miesiace? dobra, 6 tygodni, niech bedzie moja strata. 

Do tego Gosia nie chce jesc. Zostalo jej jedno karmienie dziennie (po obiedzie) i cierpi strasznie, ze juz nie dostaje plynnego sniadanka, ale jesc i tak nie chce. Costam dziubnie, z glodu pewnie nie umrze, ale widac, ze i jej humor nie dopisuje. Jak ja zazdroszcze wszystkim mamom ”jadkow”. 

Moze wieczorem pojdziemy puszczac lampion. Gosia bylaby zachwycona a ja moze myslalabym o czyms innym. 

W maju musimy gdzies wyruszyc. Koniecznie. Bo po nocy przychodzi dzien. Dotad zawsze! Mysle, ze nawet dla mnie swiat nie zmieni zasad gry. Halllooo!!! Dzien poprosze!!!