TANIEC

Pisalam o tym, ze Boski jest swietnym ojcem a dla mnie partnerem we wszystkich sprawach zwiazanych z dziecmi. Oczywiscie gotowanie, zadania domowe, czy lekarze to moj obowiazek (jestem w domu, on chodzi do pracy) a on ma funkcje “pomagacza”, na szczescie jak trzeba to jest a przede wszystkim szanuje moja potrzebe odosobnienia i doladowania baterii.

Nasze zycie to nieustanny taniec, ekwilibrystyka, tak zeby duzo czasu spedzic razem, ale tez kazdy mial chwile dla siebie. Powtarzalny do bolu schemat, ktory z malymi modyfikacjami wdrazamy niezmiennie we wszystkie dni robocze, bo tylko tak da sie wykroic z dnia czas dla nas.

Wstajemy o 7:35. Boski wklada Zu do lezaczka w lazience i nastepnych 25 minut spedzaja razem. W tym czasie ja pakuje Gosie do szkoly, przygotowywuje sniadanie, pomagam w ubieraniu i czesze starsza panienke.

Od 8 do 8:05- 10 mam czas na swoja toalete. Nastepnie siadamy razem do sniadania.

Okolo 8:20 zwykle wszyscy wyruszamy do szkoly Gosi. Docieramy tam okolo 8:45 (to 1,5-2km w zaleznosci od wybranej trasy), potem Zu i ja odprowadzamy Boskiego do pracy i idziemy na zakupy.

Do 15:20 mamy z Zu czas dla siebie, na spacer, na ugotowanie obiadu, no i jej 2-2,5h spania, w czasie ktorych zwykle musze lezec karmieniem obok niej.

Jesli Gosia nie ma zajec pozalekcyjnych odbieramy ja o 16. W drodze do domu cwiczymy slowka na test, ktory ma w kazdy piatek i powtarzamy jakas cyfre z tabliczki mnozenia. Docieramy z powrotem okolo 16:30-40 (czesto trzeba zahaczyc o sklep i kupic “cos dobrego”). Do 18 Gosia odrabia zadania domowe. Bywa, ze w tym czasie kapie dziewczynki. Jesli nie, po 18 Gosia otwiera komputer i oglada jakies filmy albo gra w gry. Okolo 18:15 wraca Boski. O 18:30 na stol wjezdza obiad. Jemy mniej wiecej do 19.

Od 19 do 20 mam czas na plywanie w wannie z ksiazka i herbata. Boski albo idzie z kobietami na spacer, albo pasie je jakos inaczej (nie wnikam). W wyjatkowych wypadkach slucha jak Gosia czyta zadaná ksiazke, albo robia cos do szkoly. Jestem macocha wiec zwykle nawet jesli wyja pod drzwiami lazienki to zywcem mnie nie wezma, nie wyjde, bo to moja godzina. Chyba, ze przyleca dwa golasy i sprawdzamy wypornosc:) Po kapieli sprzatamy i okolo 20:30 zaczynamy grac gry (kroluje czlowieku nie irytuj sie, warcaby albo inne dobble).

O 21 toaleta, bajka na dobranoc i ja usypiam kobietki a Boski ma czas dla siebie. Dziewczyny usypiaja po 22.

Pod koniec dnia Boski i ja chwile gadamy, ogladamy odcinek serialu albo kawalek filmu. Boski usypia a ja razem z nim, albo jeszcze troche czytam.

Nuda,  brak spontanicznosci, rutyna, powtarzalnosc, monotonny taniec na linie. Dokladnie tak jak lubie:)

U GRARZY Å»

Jestem Polonia. To oficjalne. Dzisiaj cala rodzina bylismy na “polskiej wigilli”, niedaleko naszego domu, na Wyspie Psow.
Bylo “ona tanczy dla mnie” i “YMCA” i nie bede sciemniac, dzieci bawily sie rewelacyjnie. A my razem z nimi. Wziela nas tam mama kolezanki z klasy Gosi.

Rano miala mi poslac smsem adres pod ktorym bedzie to spotkanie. Byla w pracy, wiec nie miala mozliwosci. Tymczasem ja poszlam z Zu spac i snilo mi sie, ze SMS jednak dotarl.

A w nim: spotkanie dzisiaj o 18, w restauracji “U Grarzy Å»”. 

Bardzo sie w tym snie dziwilam, ze taka swojska nazwa a ja nie wiem gdzie to jest.

Na koniec okazalo sie, ze spotkanie mikolajkowe bedzie jednak w domu kultury a nie restauracji, ale standard dokladnie taki jakiego mozna bylo sie spodziewac po “Grarzy”. Bylo cudnie 🙂

 

ATAK MALYCH DZIEWCZYNEK

Gosia od jakiegos czasu marudzila, ze chciala by zaprosic kolezanki. A to ta, a to tamta. W koncu zdecydowalam, ze zaprosze wszystkie na raz i bede miala z czaszki. Wyszlo na to, ze goscilismy 6 malych dziewczynek w wieku Gosi i jednego chlopca w wieku Zu. Czyli razem 9 dzieci. Do tego 5 mam. 

Natychmiast zostalam okrzyknieta matka bohaterka. Moj poczyn zostal uznany za niezwykle odwazny. W powietrzu wisialo pytanie: jak sie te wszystkie male dupki zmieszcza w pokoiku dzieciecym? Mnie to tez nurtowalo. Jest ryzyko, jest impreza. Nikt tu nie zaprasza tyle ludzi do domu, bo nie ma miejsca.

Zrobilismy porzadek. W sense poodkurzalismy nawet pod szafami, poskladalam ksiazki, zabawki, no wszystko. Piekna wies Patiomkina, przynajmniej bedzie na swieta.

Mamy dostaly chleb bananowy, ciasto, wypasiona salatke i talerz serow z winogronami. Zjadly nadspodziewanie duzo.

Dzieciom podano paluszki rybne, brukselki, makarony, owoce, ciasto, chipsy. Oczywiscie od drzwi bylo widac ktore dziewczynki beda marudne. I oczywiscie były, zgodnie z przewidywaniami. Podano na podlodze w sypialni, na wielkim reczniku, bo piknik zrobilam z plastikowymi talerzykami. A co. Nie mamy niestety stolu przy ktorym moze usiasc tyle osob na raz. Podziwiam nauczycieli, ze nie utluka polowy, profilaktycznie.

Byly gry (tanczenie na gazecie, rysowanie, i takie tam). Biegaly, piszczaly, darly sie. Standard.

Przezylismy bez strat w ludziach i sprzecie. Jakas tam chwile powyla, inna byla ciagle niezadowolona, jednak na koniec wychodzily w zachwytach, bo ponoc byla to najlepsza impreza ever 🙂

Zgodnie z tutejszym zwyczajem wychodzac kazda dostala torebke z prezentem. W kwestii tanich prezentow jestem mistrzem swiata. Dostaly po parze swiatecznych skarpetek a do tego jakes bombki, mala paczke misi, czekoladowa monete i po kilka cukierkow. Bardzo byly zaskakujace krzyki sygnalizujace co im sie podoba najbardziej. 

Nastepna impreza… jaka nastepna impreza?! Kto nastepny?

XXX

Informacja dla pani Motylkowej: Gosia byla nieszczesliwa, ze M nie mogla przyjsc. Oczekuje, ze bedzie jutro na POLSKIEJ wigill, bo polska to juz przeciez M musi przyjsc, Nie?

 

JAK ZJESC CIASTKO I MIEC CIASTKO

Boski od dluzszego czasu planuje powalczyc o nagrode Nobla w ekonomii. Ma zamiar, jako pierwszy w historii, wymyslec jak zjesc ciastko i miec je dalej. Drobna komplikacja spoczywa w tym, ze to ja jestem ciastkiem.

Technicznie chodzi o to, ze czesc jego duszy wie, ze kazdego dnia maleja moje szanse na znalezienie ciekawej pracy w Czechach, co oczywiscie uwaza za strate i marnotrawstwo (z czym sie zgadzam). Jednoczesnie jednak potrafi liczyc i wie, ze nie ma szansy, zebym znalazla prace w ktorej zarobie tyle co on w Londynie (albo choc rozsadna czesc tego co on) wiec jakby niezypelnie ma sens, zebym ja zaczela prace a on zrezygnowal z tej swojej.

W Londynie, jak juz pisalam, swiat dziala tak jak wszedzie indziej. Jesli nie jest sie bardzo konkretnym specjalista (nie jestem), to trzeba miec konkretne znajomosci. Ktorych nie mamy. 

Pomysly ma Boski rozne, kazdy z nich wywoluje we mnie stany od apatii z wywroconymi galkami ocznymi ( w sensie: bosze, znowu wymyslil), do checi profilaktycznego wydrapania mu oczu (w sensie: niech bedzie tak elastyczny, jakby chcial zebym byla ja  to moze sie zastanowie). 

Stawke podnosi jeszcze zyczenie Boskiego, coby Zu tez tak zajebiscie mowila po angielsku jak Gosia. Tyle, ze na to bedzie trzeba jeszcze kapanek poczekac, bo poniewaz teraz najlepiej jej idzie mowienie: oko. A czas dziala na moja niekorzysc. 

I tak dumamy nad wariantami:

1. Ja w Pradze, on w Londynie – w tym wariancie ja mam nowa prace i 2 dzieci i dom na glowie. W drugim akcie topie sie w maslance.

2. Ja w Pradze, on w Pradze – w tym wariancie ja mam nowa (niepewna z definicji prace), on szuka pracy. Byc moze juz zawsze.

3. Ja w Londynie szukam pracy jeszcze z rok a potem do Pragi, on w Londynie – w tym wariancie nawet najwierniejsi fani mojej  niegdysiejszej pracy w Pradze zapomna jak sie nazywam lub umra smiercia naturalna i nigdy nie dostane zadnej pracy

4. Ja w Londynie a za rok, jak Zu pojdzie do przedszkola, ja znajduje jakas prosta prace ( w sensie McDonald, Tesco, gram na ukulele na rogu ulicy czy gdzie mnie wezma), on w Londynie – ten wariant nastanie dopiero po moim trupie (mam nadzieje)

5. Jeszcze jest mozliwosc cudu – stanie sie cos czego nie potrafimy przewidziec

Chodzi o to, ze Boski nie potrafi z niczego zrezygnowac.

Londyn daje mu choc nadzieje (chociaz bardzo niepewna) na rozwoj zawodowy. Jest to troche jezdzenie na martwym koniu, bo jego branza jest w kiepskim stanie. Z drugiej strony, nikt go z pracy nie wyrzuca i raczej dlugo nie wyrzuci, wiec dlaczego nie konstatowac, ze jest dobrze tak jak jest. Niby chce wrocic do Pragi, jednak doskonale wie, ze jesli ma szanse jakos sie rozwijac to tylko tutaj, albo w jakims duzym centrum finansowym. Boli go tylko, ze ja leze odlogiem…

Ja, jako potencjalne zrodlo finansow. Ja, jako jakostam wyksztalcony czy doswiadczony czlowiek. Ale tez ja, 40 letnia (za 3 tygodnie:). Jasne, ze mam swiadomosc, ze bede musiala zrobic krok czy dwa do tylu, ale nie mam zamiaru zaczynac od poczatku. Mozemy wrocic do Pragi i ja tam ten krok dwa zrobie jeszcze raz, takie zycie. Jesli chce mnie miec tutaj, to albo mnie bedzie utrzymywal, albo cudem znajde choc rozsadna prace. Nie ma takiej opcji, zebym miala 20 letniego szefa, ktorego glownym atutem bedzie brytyjskosc, albo zebym pracowala za mniej niz w Pradze (tutaj wszystko jest duuuuuuuzo drozsze). Moje ego tez nie chce byc zupelnie zadeptane. Moze powinnam zmienic podejscie, ale jeszcze nie potrafie. Nie chce zeby sie to skonczylo tak, ze ja odchodze z pracy kilka razy, ciagle zaczynam od poczatku, po to zeby on robil “kariere” a ja pracowala w Tesco??? Kuzwa, nie! I dzieki za dobre rady, zebym stala sie specjalista. Ja nie jestem specjalista. I nie chce robic kursow na sile. Dlaczego zawsze docina sie mnie. Moze teraz czas na niego, zeby przeszedl przez dzwoneczki, albo choc wybudowal takie przez ktore przejde ja?

No gotuje sie we mnie. Butna, zla, niedostosowana ja nie chce znowu sie dostosowac. Tylko co innego pozostaje?

 Jechac? Zostac? Pracowac? Gdzie? Troche mnie to wszystko przerasta. 

KANAPKA Z SEREM

Od kilku miesiecy staram sie jakos ogarnac wypadanie wlosow. Jakiegokolwiek sposobu sie nie chwytam zaraz czytam, ze od poczatku leczenia do jakichkolwiek efektow uplyna conajmniej 3 miesiace. Oczywiscie nikt nie moze mi zagwarantowac, ze akurat jego sposob bedzie dzialal, dlatego nie chca tracic czasu,probuje roznych. Staram sie, oczywiscie, zeby rozne terapie nie wchodzily sobie wzajemnie w droge.

Jednym z pomyslow na uratowanie wlosow byly odwiedziny naturopaty – prywatnie mamy kolegi z klasy Gosi.

Przyznaje, ze wiazalam z tym podejsciem duze nadzieje, bo pani wyleczyla synka z ciezkiej astmy. Teraz zaczynam miec coraz wieksze watpliwosci.

Po pierwsze pani intensywnie zacheca mnie do przeprowadzania bardzo drogich i bardzo dziwnych badan, tylko w wybranych laboratoriach, oczywiscie. Na jedne dalam sie skusic, ale powaznie nie ma opcji, zeby ktos mnie przekonal, ze da sie cokolwiek zbadac z powietrza, ktore wdechne do jakiejs probowki laboratoryjnej. Jakiekolwiek badania konwencjonalne pani kwestionuje jako niedokladne i w zasadzie strate czasu i pieniedzy. Co ciekawe, chyba nawet nie chodzi o to, ze na mnie zarabia, bo oddaje mi swoja dole (na badaniach bylam jako czlonek jej rodziny, wiec troche taniej). 

Po drugie cale to leczenie – a wiec suplementy sa po prostu bardzo drogie, i moge raz dwa razy cos takiego kupic, nie moge jednak wydawac non stop kasy na cos co przynajmniej na razie nie przynosi zadnych efektow. A przede wszystkim nie przekonala mnie, ze wie, ze ma to zwiazek akurat z moimi wlosami. Nie kwestionuje, ze picie tranu jest zdrowe, pryncypialnie jednak nie mam problemow ze zdrowiem. Czy tran (kuriozalnie drogi) ma szanse pomoc w moim problemie z wlosami?

Po trzecie jej zdaniem powinnam zupelnie zmienic diete. No, gdyby zmienic. Zredukowac. Wyeliminowac wszystko co mleczne i wszystko co z glutenem, cukry proste itd. Najlepiej jesc glownie warzywa, malo owocow, orzechy i duzo miesa i ryb. Pani sama tak zyje, u niej to dziala i git. Tylko nie wiem jaki to ma zwiazek z moimi wlosami? Cukry, rozumiem moga miec wplyw na ewentualna grzybice skory. Ale maslo? A buleczka? Mam wrazenie, ze pani zakazuje ten gluten tak jakos wszystkim z automatu. Tego moja zarloczna dusza nie potrafi przeniesc przez serce. Zawsze wychodzilam z zalozenia, ze jesli jem roznorodnie, to nawet jesli nie zupelnie idealnie to jakos tam wszystkie skladniki w koncu sie do mnie dostana. Poza wlosami czuje sie blank zdrowa, plus juz wiem, ze po prostu brakuje mi estrogenu. Na sam koniec owszem problemy z przyswajaniem glutenu moga prowadzic do lysienia, ale zupelnie innego typu niz ten moj. Konkretnie lysienia plackowatego – czyli takich wypadajacych, jasno wytyczonych plackow bez wlosow. Wiec nawet jesli ( w co raczej nie wierze) mam problemy z tolerowaniem glutenu, to i tak moje problemy nie sa standardowym sposobem w jakim mogly by sie przejawiac…

Oczywiscie wiem, ze da sie zyc zdrowo bez glutenu. Trzeba tylko jesc inaczej (i drozej). Niestety nie mam pomyslu co inaczej moglabym jesc. Nie chce poswiecic zycia na wymyslanie menu. Znam “quione” czy jak to zwlal i inne wynalazki, ale zeby to miala byc podstawa mojego wyzywienia? Jestem w kropce.

Zmieniac zycie czy nie zmieniac dla pomyslu w ktory tak zupelnie nie wierze… (moze gdyby mnie przekonala, ale ona to stawia jako pewniki)?. Jesli byloby jakies badanie: tu prosze, jestes celiakiem, to zmieniam wszystko, ale tylko tak… bo generalnie lepiej nie jesc glutenu?

Prawdopodobnie sprobujemy zyc przez 2 miesiace na zupelnie innej diecie, ale czy wytrwam? Nie wiem. Nie obiecuje.

I tak sie bujam liczac na cud.

GOOGLE – nie dla prawdomownych frajerow

Jakos tak weszlo mi w zwyczaj, ze opisuje na blogu jak definitywnie przegram jakas walke.

Dzisiaj postanowilam opisac moj proces rekrutacyjny w Google. 

W czasie kiedy sie to wszystko dzialo pisalam o samych rozmowach on-line, tylko nigdy nie uzywalam nazwy firmy. Troche zeby sie nie chwalic, czy zapeszac, a troche ze strachu, zeby to nie mialo wplywu na proces rekrutacji. Teraz to wszystko juz historia, wiec moge napisac wprost jak bylo. A bylo to tak…

Po przeprowadzce do Warszawy zaczelam szukac pracy. Na linkedin znalazlam informacje, ze AW zna jednego rekrutera z Googlu. AW przeslala mu moje CV bez wielkich nadzieji na cokolwiek i zaczal sie mlyn.

Zostalam zaproszona na pierwsza rozmowe kwalifikacyjna. Chodzilo o dzial handlowy i sprzedaz jednego z ich kluczowych produktow. Rozmowa przebiegla swietnie, zaprosili mnie na kojena i jeszcze jedna, tym razem z moim potencjalnym szefem. Byl to przemily, bardzo inteligetny mlody czlowiek. Tysiac mil przede mna w kwestiach technicznych i … jednak 10 lat mlodszy w kwestiach nazwijmy je personalnych. Wiedzialam ile mamy czasu i po chwili prowadzilam go przez ta rozmowe tak, ze mowil glownie on a do tego byl zadowolony ze mnie. Moja najlepsza rozmowa w zyciu :)) Za pare dni Google przyszedl z niecodzienna propozycja: czy moze jednak nie chciala bym isc do dzialu marketingu, bo choc rozmowa przebiegla swietnie to dla wszystkich bylo jasne jak slonce, ze ten pan nie moze byc moim szefem. 

Swietnie! Marketing, czemu nie?

Po 8 rozmowie czulam sie jakos dziwnie. 

Zadzwonili, ze bedzie jeszcze rozmowa kwalifikacyjna numer 9 i 10. 

Przed dziewiata rozmowa zrobilam test, okazalo sie, ze stal sie cud! jestem w ciazy z ZU! w ciazy ktorej przeciez mialo nigdy nie byc! Rozmowa numer 9 ( z szefowa marketingu na  jakas 1/3 swiata 🙂 zakonczyla sie sukcesem, byla na tyle dobra, ze postanowili, ze 10 nie bedzie juz potrzebna.

Zaczeli zbierac referencje. Pomyslnie. Potem skanowalam dyplomy, zdjecia z rejsu, cuda wianki. Mijaly tygodnie i miesiace a ja roslam i roslam.

Na poczatku 6 miesiaca mialam spotkanie  z potencjalnym szefem tym razem juz z marketingu. Ze mnie przeprasza, ze u nich to zawsze tyle trwa. Ze nie mam wyksztalcenia kierunkowego w marketingu, ale juz oni cos wymysla, bo bardzo mnie chca, bo mysle inaczej, bo dla nich to swieza krew. Gadalismy godzine. Gosc przyjechal do mnie z Pragi do Warszawy. 

Juz idac na ta rozmowe wiedzialam, ze mu powiem, ze jestem w ciazy. Konca procesu rekrutacyjnego nie bylo widac a mnie wydawalo sie absurdalne udawac, ze nic sie nie dzieje a za kolejne 3 miesiace jakbym juz dostala (moze tak a moze nie?) oferte powiedziec im: sory, ale zaczne prace za rok, bo rodze.

Tak wiec po wszystkich achach i ochach na moj temat powiedzialam mu, ze rekrutacja trwa juz pol roku a ja zorientowalam sie, ze jestem w ciazy. Ze nic to nie zmienia na moim zainteresowaniu praca, ze jestem sklonna wrocic do pracy bardzo szybko, ale musza wiedziec, ze jednak czeka mnie wypadek, bo bardzo ale to bardzo chce miec drugie dziecko. 

Pogratulowal, pozwachwycal sie. Powiedzial jak to Google absolutnie wspiera kobiety itd, ze nie ma to dla nich zadnego znaczenia….. I od tego czasu nie uslyszalam juz o tej pracy ani slowa….

Kilka miesiecy pozniej, dokladnie 7.1.15 zadzwonil telefon. Google Irlandia dzwonil czy bym nie chciala zaczac pracowac u nich, bo widza te wszystkie rozmowy i nie wiedza co sie stalo, czemu u nich nie pracuje. 12 osobowy team handlowcow, na gwalt potrzebuja czlowieka, ktory zna jezyki srodkowoeuropejskie. W Dublinie. Ja na rekach 7 dniowe dziecko i swiadomosc, ze za 2,5 miesiaca przeprowadzam sie do Londynu.

Mowie kobiecie: – ale ja mam 7 dniowe dziecko! Ona; – ale nam to nie przeszkadza! ja – ale mnie troche tak…zeby choc w Londynie. Nie, w Londynie nic nie maja.

Minelo duzo dni. Pare tygodni temu w Londynie pojawila sie nieomal dokladnie ta sama pozycja na ktora bylam “zbyt senior” w Warszawie. Postanowilam, ze sie zglosze. Ba, nawet ten moj niedoszly szef z Pragi poslal mnie tam ze swoim referalem. Odpowiedz przyszla za 3 dni: bardzo dziekuja, ale nie mam technicznego wyksztalcenia i doswiadczenia w sprzedazy produktow technicznych. Sory.

I tak definitywnie skonczyla sie moja wielka przygoda z Googlem 🙂

Musze napisac, ze wszystkie rozmowy byly bardzo przyjemne, a ludzie z Googlu bardzo fajni, inteligentni, zero jakiegos zadartego nosa. Szefowa polskiego Google absolutnie charyzmatyczna, swietna kobieta. Szfowa marketingu na pol swiata powalajaco inteligetna, madra, dowcipna. Przyjemne spotkania, zadnych idiotyzmow o ktorych tyle sie czyta na temat rekrutacji w Google.

O swieta naiwnosci 🙂 Nie wiem co myslalam mowiac im, ze jestem w ciazy 🙂 Glupota to byla straszna. Moja wina. Dowcipne jest, ze mysle, ze dzisiaj zrobila bym to samo, bo nie chciala bym od pierwszego momentu oszukiwac pracodawcy. 

Niestety prawdopodobnie w tej sposob stracilam szanse zeby pracowac w najlepszej firmie na swiecie. Cala ja:)

 

ZLE WYBORY

Mam jedna kolezanke, lekarke z ktora etatowo klocimy sie o sytuacje lekarzy w Polsce. Ona, ze tak duzo pracuja i tak malo zarabiaja. Ja, ze tak duzo pracuja, ale jako jedni z nielicznych zarabiaja i jeszcze non stop ucisnieni. Nie mowiac o polskich standardach podejscia do pacjenta…

Tym razem kolezanka siegnela, bo twardy argument, ze bedzie ze mna dyskutowac jak ja zaczne pracowac i tak jak ona pracowac 300h na miesiac. Wiec i ja pojechalam po bandzie, ze sory, ale nie mam babci ktorej moge oddac dziecko na wychowanie. Tak w skrocie.

No, taktem nie grzeszylysmy obie. Choc fakt moja wina wieksza, bo przeciez to ja odpowiadalam na jej standardowy komentarz na temat lekarzy a powinnam milczec i myslec swoje.

Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kompleksy. Moje w tym wypadku.

1. Kompleks nie bycia lekarzem/prawnikiem choc sie chcialo. Ale nie mialo kasy na korepetycje, odwagi sprobowac bez nich a przede wszystkim mozliwosci zostania w domu o dzien dluzej niz to konieczne. Ja po prostu musialam zaczac studia zaraz po liceum. Ich rodzice (nie wiem czy konkretnie jej, ale kilkorga aktualnych lekarzy z naszej klasy) sprzedawali auta, zeby zaplacic korki. Mnie mogli kupic ksiazke, jakbym poprosila. A, ze bylysmy razem w klasie w liceum wie, ze u mnie to nie byl raczej problem intelektu.

2. Kompleks braku pracy choc by sie chcialo. I slabych szans na znalezienie rozsadnej pracy w Londynie a jak zostane tu jeszcze troche to oddalajacej sie szansy na prace gdziekolwiek indziej. Tyle razy odeszlam z pracy zeby isc za Boskim albo byc z dziecmi. I ciagle mysle, ze to byla dobra decyzja. I ciesze sie kazdym dniem kiedy moge byc z Zu i pomagac Gosi w lekcjach, ale jednak zal dupe sciska, ze zamiast robic kariere ktos mi moze zasmiac sie w twarz, ze sory, ale partnerem do dyskusji nie jestem. Sciska tez bo lubie ta adrenaline i chciala bym isc do pracy. Tylko jestem tak bardzo nie kierunkowa i malo specjalistyczna, ze albo cud albo znajomosci. Tutaj znajomosci nie mam.

Jaki z tego moral: nie mam pojecia czy ona wie jak slabým punktem jest dla mnie to, ze Swiat ucieka a ja robie dobra mine do zlej gry. Moze nie wiedziala/ nie pomyslala jak bardzo. Ja, co pewnie gorsze, wiem, ze chciala by byc z dzieckiem… ale jednak nikt jej 300 godzin w pracy na lancuchu nie trzyma. Tez ma wybor.

Wybory. Najgorsze sa sytuacje kiedy co sie nie wybierze, to zle.

Mysle, ze obie wyszlysmy z tej rozmowy pokiereszowane.

 

 

MASLO MIGDALOWE

Nigdy, w zadnym wypadku nie kupuj masla migdalowego. Nie. Nie wolno. Takiego malego tez nie. Ja kupilam i co? Musialam zjesc caly sloiczek na raz. I teraz juz musze kupowac takie maslo regularnie i niedlugo bede szersza niz wyzsza.

Taka sytuacja.

OLIWIER BEZ KONCZYN

Urodzilo sie dziecko bez konczyn. W czasie ciazy USG robilo 6 lekarzy i zaden nie zauwazyl braku konczyn. Izba lekarska umozyla postepowanie, bo nie wykryla zadnego przewinienia u lekarzy.

No ludzie! W czasie wszystkich ciaz badali mnie duzo duzo razy wiec mam jakies pojecie. Nie da sie NIE ZAUWAZYC, ze dziecko nie ma nog. Na USG mozna policzyc palce! Bada sie budowe mozgu, dlugosc konczyn, nerki, przeplywy krwi w sercu, wszystko. Badanie trwa dobre 20 minut. Mnie perinatolog powiedzial nawet, ze Zu bedzie miala bardzo dlugie stopy!

Ja rozumiem, ze pacjenci bywaja przemadrzali, marudni, ze maja pretensje o rzeczy na ktore lekarz nie ma wplywu, ale kuzwa nie zauwazyc braku konczyn? 6 lekarzy? Zart!