KORBA

Wczoraj mi odwalilo na calego.

Po tygodniu z dwoma kobietami w domu poszlam do szkoly sie zapytac jak sytuacja. Zaufana nauczycielka powiedziala mi, ze polowa dzieci ma gila do pasa a druga polowa rotawirusy i ze mamy zostac do poniedzialku. Ok, przezyje jakos ten kolejny dzien…

Po tygodniu pozwolilam Gosi, zeby byla w pokoju z Zuzia (a raczej odwrotnie). Tylko, ze ma jej nie dotykac i uciekac jak ma zamiar zakaszlec. No i wszystko bylo ok do momentu kiedy Boski stwierdzil, ze Gosia ma chyba opryszczke a ta przyznala sie, ze pomimo zakazu calowala Zuzie.

Nie bede opisywac jak zle sie zachowywalam. Gosia uciekla przede mna pod stol i siedziala tam z 15 minut.

Po prostu oszalalam. Palma mi odbila, jak sobie wyobrazilam, ze znowu mam isc do tego szalonego szpitala. Wstyd po prostu.

Nie wiem czy to pogoda, czy caly ten stres zwiazany z przeprowadzka w nieznane i nieustannym chorowaniem to jednej to drugiej, do tego zamkniecia w domu a nawet w 1 pokoju, w kazdym razie zachowywalam sie jakbym to ja miala 5 lat. Po czasie zlozylam potrzebna samokrytyke na rece Gosi a nawet Boskiego.

Dzisiaj bylysmy na rehabilitacji z Zuzia. Pani oklepapa mi pieknie obie dziewczyny i nauczula jak fachowo klepac wieksza. 

Po nas przyszla na rehabilitacje 3 letnia dziewczynka, ktora wazy 7 kg. Dziewczynka od urodzenia nie chce jesc. Tak bardzo, ze w naszej obecnosci mama wlewala jej mleczko bezposrednio do brzucha. Takie przypomnienie od losu, ze nie mamy problemow.

Tak czy inaczej uciesze sie, jak ten katar sie skonczy 🙂

SPIOSZKI W ROZMIARZE 62

Boski pytal sie czy to jest jakis zart, ze mu kazalam wcisnac do nich Mloda.  Od czasu przyjscia ze szpitala je jak ptaszek, zwlaszcza teraz jak ma katar… ale mimo wszystko nie ulomek.

Zuzia, 2 miesiace, atakujemy 6kg (pewnie juz ma, od poniedzialku nie wazylam)

62

TWARDA JAK ROMAN BRATNY

Pamietam taka sytuacje z liceum: wakacje. Sklad: Pan K, najlepszy kolega i ja, jak co roku, wybieramy sie nad jezioro Dlugie na pojezierzu mysliborsko-barlinieckim. Jechalo sie tam cala noc pociagiem. Gdzies okolo 6 rano pociag zatrzymywal sie na 1 minute w malutkiej miejsciowosci o nazwie Dobiegniewo. Potem jeszcze tylko kilka kilometrow na piechote (albo stopem jak sie udalo) i juz bylismy nad naszym jeziorem.

Nie tym razem. 

Dzien przed wyjazdem Siostrunia zrobila najlepszy na swiecie koktajl truskawkowy. Byl zajebisty! Wypilam chyba 7 litrow (przesadzam) a do tego napchalam sie truskawkami (mowimy o czasach, kedy moj zoladek technicznie nie mial dna).  O 22 zaczelam wymiotowac i tak hmm ogolnie odwadniac sie. O 1 w nocy stracilam przytomnosc. I tak okazalo sie, ze jednak mam alergie na mleko 🙂

W kazdym razie jak wstalam rano bylam juz calkiem nowka. Odczekalismy 1 dzien i zgrana trojka wsiedlismy na pociag do Dobiegniewa. To byly czasy kiedy bylam Fenixem.

Minelo… hmm no 20 lat…

Gosia przywlekla wirusik z przedszkola. W piatek miala 38,5C. W niedziele czulam sie gorzej niz lepiej, ale nie wpadlam na to zeby sprawdzic czy mam goraczke (kto niby, ja?). Wczoraj wieczorem zmierzylam, bo jakos tak nie mialam sily ruszyc reka. Jedynych 39 C.

Dzisiaj rano wstaje i co? Okazuje sie, ze nadal jestem twarda jak Romen Bratny. Goraczka poszla sie pasc a ja jestem jeszcze troche zmeczona, ale jednak daje rade. Pelen luxus. Jutro juz bede (poza katarem i troche kaszlem) calkiem dzialajaca.

Dzidzius wiekszy juz po chorobie. To znaczy kaszle jak gruzlik, ale poza tym calkiem dziala. Dzidzius mniejszy kicha. Tak wiec zaczynamy inhalowac czesciej niz dotychczas. Mam nadzieje, ze nie bedziemy sprawdzac co sie robi jak noworodek ma 39C.

_____

AAA no zapomniala bym! Moj ulubiony temat: polska sluzba zdrowia.

W zwiazku z tym, ze jestem matka karmiaca i przede wszystkim dlatego, ze juz od jakiegos czasu czesto odpada mi pol twarzy (strasznie mnie boli cala lewa czesc twarzoczaszki) i oczywiscie nasililo sie to wczoraj… postanowilam isc do lekarza.

Uwaga! Nawet jestem zapisana w przychodni, zeby nie bylo, ze cos olalam.

Dzwonie i prosze o termin do lekarza pierwszego kontaktu a pani mi mowi, ze pierwszy termin ma w polowie kwietnia. Zapytalam sie pani czy zartuje, bo ja to dzisiaj (w sensie wczoraj) mam 39C i mam nadzieje w polowie kwietnia juz nie bede miala. A pani: w tym wypadku mamy lekarza dyzurnego. Moze pani przyjsc jutro o 7 rano, to MOZE pani dostanie numerek. 

Z tym mojim 39 wczoraj to ja MOZE moglam dojsc do kibla a nie numerki pobierac w innej czesci miasta. Co bylo robic, podziekowalam odlozylam telefon. 

Do lekarza pojde w Pradze.

XXXX

A teraz ze specjalna dedykacja dla AsiYa… komercyjna prezentacja tych paru ksiazeczek co sobie kupilam (a Nalesnik, bardzo rozsadnie nie komentowal):

Ksiazki

Smieszne to zdjecie, wyglada to troche jakby ksiazki z gornej czesci mogly sie z niego zsunac.

NIE BEDZIE NALESNIK PLUL NAM W TWARZ!

Mialam dylemat jaki tytul wybrac, bo tematy jakie chce poruszyc sa dwa:

1. Jestem, kuzwa, jakas wrozka. Gosia wytrzymala w przedszkolu dokladnie 4 dni a w piatek obudzila sie z 38,5C no i oczywiscie dupa a nie szkola. Nie wpadlam na zaden lepszy pomysl niz izolacja obu dziewczynek. Gosia dostala cala przestrzen naszego mieszkania poza sypialnia w ktorej spie z Jula. Jula w ciagu dnia jest w sypialni. Dopiero jak Gosia idzie spac przesuwamy lozeczko do duzego pokoju. Sila rzeczy ja duza czesc dnia rowniez musze spedzac w pokoiku, bo Gosia da rade sama, Jula jak spi to tez. Tyle, ze jak jest rozruch w domu to spi jakby mniej. Przed dotykaniem Zuzi dezynfekujemy albo myjemy rece. Tylko czy to cos da?

Jak jest Boski to pol biedy, bajeruje sie ze Starsza a ja jestem z Mala. Chwalmy laki umajone, ze Gosia jest cierpliwa i uwielbia bajki to jakos dajemy rade, mimo iz mam dla niej malo czasu.

Mam OGROMNA nadzieje, ze to pomoze i Mloda jednak nie zarazi sie tradycyjnym katarem starszej. Gosia juz wieczorem nie miala goraczki (pewnie jeszcze jutro wroci, ale pomalu bedzie sie obnizac), kaszel i katar jeszcze pewnie zostana.  Posylajcie nam jakas dobra energie, zeby Zuzia jednak zostala zdrowa. 

Niestety jutro Boski wyjezdza a w poniedzialek nie moze wziac urlopu wiec czekaja nas jeszcze conajmniej 2 dni takich cudnych zajec w podrupach…. i tu plynnie przenosimy sie do drugiego tematu.

 

2. Niedlugo przeprowadzka. Boski i Siostrunia jada do naszego ksiazkowego mieszkania wybrac ksiazki i obrazy. Do tego Boski non-stop medzi, ze sie nam te wszystkie ksiazki nie wejda do londynskiego mieszkania. Kule, zrezygnowalam juz z wiekszosci moich wymagan, wiec wara od ksiazek. Poszlam nawet na kompromis, ze nie bede chciala wziac ksiazek technicznych i zniszczonych. I ani krok dalej!

Niedawno dostalam nawiazujacy do tematu SMS:

”Podobno z mezem jest jak z nalesnikiem, pierwszego trzeba wypierdolic”

I kurde, jak mi sie dowala do tych ksiazek, to czasem rozwazam taka mozliwosc.

Dlatego, na znak protestu, kupilam sobie w czwartek 10 (slownie: dziesiec) kolejnych ksiazek, do ktorych za miesiac nie miala bym dostepu.

Nie bedzie nalesnik plul mi w twarz!

KOLKO GRANIASTE

Czytalam wczoraj artykul o tym, ze czeska minister pracy chce, zeby kilka (chyba 2) miesiace urlopu wychowawczego obowiazkowo spedzal z dzieckiem w domu mezczyzna. W innym wypadku wyjatkowo dlugi czeski urlop wychowawczy (2, 3 lub 4 lata!) mialby byc o te dwa miesiace skrocony, albo rodzice dostaliby o te 2 miesiace mniej kasy.

Pod artykulem na ten temat rwetes, glownie w wydaniu matek typu: minibazar, ktore to czuja sie absolutnie oszukane, nieomal okradzone. Bo przeciez one zarabiaja mniej to lepiej, zeby facet byl na urlopie, lub wariant: jak one bez tych 2 miesiecy bez dziecka/kasy( z 3 lat na przyklad) przezyja. 

Szkoda, ze nikt im jakos lopatologicznie nie wytlumaczyl, ze o to w tym wszystkim chodzi! Ze trzeba w koncu zmienic fakt, ze faceci zarabiaja wiecej (a jednak wychodzi ze mnie feministka), choc kompetencje maja przynajmniej do pewnego momentu kariery bardzo podobne.

W swojim zyciu zawodowym conamniej 3 razy wymienilam swojego szefa. Szef byl a potem go wyrzucili i ja bylam szefem. Za kazdym razem dostalam duzo nizsze wynagrodzenie niz moj poprzednik. Powiedzmy ok 60-70% tego co mial ten chlop przede mna. Oczywiscie jakbyscie sie zapytali kazdego z nich z pewnoscia bedzie przekonany, ze byl do danej pracy predystynowany w duzo wiekszym stopniu. Moze tak i bylo, ale moje wyniki byly lepsze.

I (wyjatkowo;) nie pisze tego, zeby sie pochwalic jaka to jestem sprytna, tylko dlatego, ze szalony jest sam fakt, ze oni mi mogli zaproponowac o tyle mniej kasy i ze ja musialam (ha, nie ma takiego slowa jak musze:) to mniej przyjac. Sadze, ze zwykle dostala te prace DLATEGO, ze bylam tansza i moglam doreczyc ta sama, conamniej, jakosc za nizsza cene!

Dlaczego? bo jestem kobieta. Bo wiadomo, ze w jakims momencie, tak jak teraz wypadne z cyklu produkcyjnego a pociag odjedzie z szalona predkoscia. 

Biologii nie przeskocze. Ten maly Pimpek co spi w pokoju obok potrzebuje jednak mojego cyca a tatus nadaje sie glownie do noszenia malego cialka. Faktem pozostaje, ze gdyby przecietny pracodawca WIEDZIAL, ze nie ma znaczenia czy zatrudni kobiete czy mezczyzne to po urodzeniu dziecka i tak kazdy z nich jakis czas bedzie sie zajmowal potomstwem, to moze jeden powod dla ktorego kobiety zarabiaja znaczaco mniej, nie zniknal by, ale choc troche zredukowal.

Tylko kobiety musza chciec. A mam wrazenie, ze wiele kobiet nie chce. Przynajmniej tych czeskich. Jest im wygodnie na 4 letnich urlopach, w piaskownicy i minibazarku. No, moze gdybym standradowo pracowala w Biedronce/Norme (bo to cholernie ciezka i zle placona praca) to tez bym chciala zostac 4 lata i nie dala sobie odebrac tych 2 miesiecy.

Teraz jednak mam 2 corki i bardzo bym chciala, zeby one nie dostawaly 70% pensji meskiego poprzednika tylko dlatego, ze maja cycki. Jakis pomysl, jak to osiagnac?

WSZYSTKO JEST INACZEJ

Zaczne od jedzenia: nadal jestesmy w stanie, ze je duzo lepiej niz w tygodniu po przyjsciu ze szpitala, ale z daleka nie tyle co w czasie i przed terapia. Caly ten zamet wokol jedzenia kosztuje mnie sporo wysilku, bo gdyby to zalezalo tylko od niej jadla by jeszcze duzo mniej. Z drugiej strony za duzo zdzialac nie moge, bo jak jej nawet wcisne cyca w nieodpowiednim jej zdaniem momencie, to sie tylko usmiechnie a nastepnie cale mleko wypluje 🙂 Dobra wiadomosc: staram sie jej dawac coraz mniej paracetamolu.

Z tym, ze nie ma sensu sie tym pozytywnie emocjonowac, bo juz sie bardzo dosadnie nauczylam, ze jak zaczynam sie cieszyc z jakiegos osiagniecia to szybko sie okazuje, ze radosc byla przedczesna, bo znowu wszystko jest inaczej.

Starsza dziewczynka ciagle zdrowa. Juz dwa dni. Pewnie jeszcze nastepne dwa i bedzie miala katar 🙂 Przedszkola sa straszne pod tym wzgledem. A potem dylemat, zostawic ja w tym przedszkolu czy szybko zabrac? Leczenie kataru bedzie pewnie podobnej dlugosci, a moze jednak nie?

Ogolnie juz jakis czas mam wrazenie, ze swiat zwariowal a stwierdzenie ”nie domyslaj co bedzie” (nevytvarejte si zadne domenky) dziala jakos tak ze zdwojona sila. Stalo sie nieomal regula, ze jak zaczynam myslec, ze jest dobrze to nagle zaczyna byc zle. A jak mysle, ze jest zle to okazuje sie, ze to zle przynioslo z perspektywy czasu sporo dobrego. Oczywiscie w wfekcie boje sie myslec, ze jest dobrze 🙂

No nic Mala zaczyna o sobie dawac znac. Musze konczyc. To jeszcze pare zdjec.

Najpierw moje ulubione:

MOje baby

Nie, Gosia wcale nie tlamsi Zuzi 🙂

wwe

Drugi noworodek domaga sie swych praw:

Zu i Go

 

JESTEM LUX TORPEDA

Dwa do czterech razy w tygodniu lazimy do jakiegos lekarza. 

Dzisiaj padlo na ortopede. Ten zawyrokowal, ze wszystko slicznie i mamy sie umowic do radiologa a potem znowu do niego. Jejda… to co w Czesi jest na jednym posiedzeniu tu na 3 wizyty. Ale dobra. Poszlam sie umawiac.

A tu pani na recepcji mowi, ze jak poczekamy godzine to nas radiolog wezmie dzisiaj, bo mu wizyta wypadla. Pokoj numer 19, Super! Ortopeda 18.3 o 13.30…

Pakujemy sie pod pokoj 19 a tam ortopeda mowi z jakas baba. Porozmawiali a kobieta mowi: o panie do mnie, to prosze wejsc, bo jeszcze nikogo nie ma!

Fajnie! No to zamiast godzine czekalysmy 10 minut. Po czym pani radiolog zasugerowala, ze moze jeszcze zapukamy do ortopedy skoro juz mamy wyniki. I jupiii! Poogladal wyniki, powiedzial, ze wszystko doskonale i mamy spadac.

Bardzo ergonomicznie to maja rozwiazane, kazda z wizyt naplanowana na 3 minuty. No i dla nas 3 wycieczki do lekarza zamiast jednej. I wszyscy zdziwieni byli, ze bez Boskiego. No, czasem popracowac musi, takie czasy 🙂

 

TRZY ZESCHNIETE KAJZERKI

Wlasnie wrocilysmy z mroznego spaceru. Po raz kolejny przekonalam sie, ze spacery to nie jest to co tygrysy lubia robic najbardziej. Mialam wrazenie, ze chodze po tym Mokotowie conajmniej z 2 godziny a wyszlo ledwie 55 minut. brrr

Na spacerze pare dni temu wyladowalam kolo jakiegos wydzialu Uniwersytetu Warszawskiego. Bylo ciemno, a przed wejsciem dyskutowalo kilku studentow. Zastanawialam sie co takiego przychodzi mi do glowy jak mysle o studiach i budynku uniwersytetu jako takowego (studiowalam na Lodzkim, ale co to za roznica). Doszlam do wniosku, ze najsilnejszym wspomnieniem jest ZIMNO. Bylo mi ZIMNO. Ciagle. Nieustannie. Nieomal caly rok szkolny. Wiadomo, wtedy nie bylo tych wszystkich technicznych materialow a nasze kurteczki byly cienkie jak zle zaparzona herbata. Dotego ja wazylam conajmniej z 5-7kg mniej niz teraz i bylam zwyczajnie chuda, wiec nawet jakbym sie ubrala jak balwan to bym sie rozpadala z zimna. To byly strasznie zimne czasy.

Mimo wielu niedoskonalosci moje zycie ma jedna wielka zalete, zwykle ciesze sie, ze jestem tu i teraz a nie tam i x lat temu. Przeszkody sa, przy zachowaniu tendencji zwyzkowej.

A wiec chodzilam po tym Mokotowie i po raz kolejny dziwilam sie, ze dzielnica moze sie skladac glownie z aptek. Moze nawet nie tak bardzo dziwilam, tu przeciez lekarze przepisuja leki tonami a badania robia bardzo niechetnie. Poza aptekami jest sporo bankow, i juz zupelny ewenement mojej okolicy – chyba z 5 salonow pieknosci a obok nich cukierni. Wszystkie te przybytki laczy jedna cecha – jesli moge, staram sie ich unikac.

Dlatego w drodze powrotnej zawitalam w moim ulubionym Rossmanie (z braku jeszcze ulubienszego DM, ktorego dotkliwy brak w Warszawie). I w tym Rossmanie Mloda zaczela plakac w wozku. Stala sie rzecz niesamowita. Kolejka sie rozstapila, zeby mi zrobic miejsce przy kasie. Niesamowite. 6 osob, ktore pewnie nigdy sie nie widzialo i nie zobacza w ulamku sekundy dogadalo sie, ze wola, zeby Maluch sie nie darl i puscili mnie do kasy. Konkretniej do 2 kas, moglam sobie wybierac!

Zeby nie bylo, ze tem Mokotuff to taka sielanka, chwile potem pani w piekarni, u ktorej kupuje codziennie, wiec powinna miec jakis cien uczucia do mojej osoby, sprzedala mi 3 zeschniete kajzerki.

Nic to nie zmienia na pieknosci dzisiejszego dnia, bo choc bez szalenstw, to jednak Zuzia je dzisiaj ladnie, wiec sie nie martwie wcale a wcale, przynajmniej do aktualnej 18:19 i tej wersji zamierzam sie trzymac 🙂 Milego wieczoru!

JAKIS POMYSL?

Bozysz. Moj uposledzony maz pokazuje 6 tygodniowej dziewczynce TeleTubbies. A ona sie patrzy! Ja z nimi zwariuje.

___

Dobra, napisze co sie dzieje. Popsula sie i nie chce jesc.

Przed szpitalem Zuzia regularnie przybierala ponad 400g za tydzien. W zeszlym tygodniu przybrala 80g. 80 g to dwa razy mniej niz minimum, ktore powinien przybierac na masie czlowiek w jej wieku w ciagu tygodnia.

Zaczela sie psuc pod koniec pobytu w szpitalu. Zamiast normalnego zainteresowania cycem zaczela odwracac glowe, histerycznie plakac, zwijac sie. Nastepnego dnia wszystko sie unormowalo, wiec spokojnie wyszlysmy.

Potem z dnia na dzien bylo tylko gorzej. Wyszlysmy we wtorek. W czwartek juz jadla malo, ale powiedzmy, ze dalo sie to jeszcze jakos racjonalnie wytlumaczyc. Od piatku zaczelam chodzic po scianach. 

W sobote zadzwonilam do neonatologa. Powiedziala, ze jesli sie usmiecha to moge odciagnac pokarm i sprawdzic ile je (WTF? widac, ze pani w zyciu nie karmila). Slychac bylo, ze specjalnie to mi nie wierzy. Dzwonilam do szpitala z ktorego wyszlismy i mowilam z pielegniarka, sugerowala, ze jesli choc troche je, mamy poczekac do poniedzialku i isc do pediatry, bo w szpitalu jest za duzo bakterii i wirusow to cos chwyci. I pielegniarka miala niezy ubaw, przeciez nasz Mis Kuleczka nie moze nie jesc. Otoz MOZE, niestety.

W niedziele bylam na granicy zalamania nerwowego. W takim stanie, ze Boski zaczal jezdzic po miescie i szukac wagi. Okazala sie towarem deficytowym. Nie bylo w Smyku, sklepach z artykulami do rehabilitacji, wielkich aptekach.  W desperacji, dzieki pomocy pana z recepcji, zapukalam do drzwi sasiada ktory mnie w zyciu nie widzial i pozyczylam od niego wage, zeby sie upewnic, ze sie nie odwodnila. Nie odwodnila, ale zupelnie zatrzymala we wzroscie. Mokrych pieluch tez zaczelo ubywac.

W poniedzialek bylismy u pediatry. Pani (w zastepstwie) pochwalila jaka sliczna, posluchala i zawyrokowala, ze mam ja czesciej przystawiac do piersi. Powiedzialam, ze chetnie, ale ona nie je. Wiec pani kazala zmienic diete i przystawiac nawet co godzine. Mowie babie, ze moge przystawiac co 5 minut, ale ona nie je!

To moze powinnam sciagnac mleko do butelki, zeby jej latwiej lecialo (dalsza pojebana). Jeszcze raz spokojnie wytlumaczylam, ze mnie mleko leci jak fontanna i z butelki latwiej nie bedzie, raczej sciagam, zeby nie lecialo tak szybko, ale nie ma to znaczenia BO ONA NIE JE!

Po kolejnym dobrym pomysle pediatra poprosila, zebym jej pokazala jak karmie. No to pokazalam. Mloda zachowywala sie jak tasmanski diabiel, plula wiercila sie, darla, nie bylo mowy o tym, zeby cokolwiek zjadla. Wpadla w amok.

Acha – powiedziala pani doktor- ONA NIE JE. Chyba ja cos boli.

No chyba.

Przepisala paracetamol i kazala isc do laryngologa. 

Poszukiwanie laryngologa trwalo kilka godzin. W miedzyczasie Mloda dostala paracetamol i zjadla az jej sie uszy trzesly.

Poszlismy do laryngologa. Nie znalazl nic. Kazal nam wylaczyc paracetamol i isc do szpitala, bo jako pierwsza uwierzyla nam, ze dziecko po prostu nie chce jesc! (sama kiedys miala chorego syna).

Do szpitala dotarlismy o 22. Byslismy 3 w kolejce. Do gabinetu weslismy po 1 w nocy. Coz. Nie mam pojecia czemu to tyle trwalo.  Dobrze, ze choc lekarka byla rozsadna. Powiedziala, ze prawdopodbnie po tych wszystkich antybiotykach ma zupelnie wyniszczona flore bakteryjna i po prostu boli ja przelyk!

Zaczelismy podawac malej probiotyki (nie pytaj sie, czemy nie kazali nam tego robic juz od wyjscia ze szpitala). 2 razy dziennie daje jej kawalek czopka paracetamolu. I costam je. Nie tak jak jadla przed szpitalem, ale tak ze przybiera codziennie choc troszeczke no i sika tak jak maja sikac maluchy.

I wszystko byloby dobrze, gdyby nie to, ze dzisiaj o 18 zjadla troszke… a od tego czesu nie chce jesc. Palec ssie jak szalona, ale jak dostanie piers dostaje ataku szalu. Normalnie w tym czasie powinna zjesc o 18 a potem jeszcze ok 21. Zaczynam sie martwic. Jutro niedziela a Boski o 9 rano wyruszy w droge do Czech i powroci dopiero w srode.

Bedziemy same i kazdego dnia bede sie modlic zeby jadla.

Ta frustracja, kiedy nikt, prawde mowiac nawet najlepsi znajomi, nie chca wierzyc, ze dziecko nie je a ty widzisz, ze jest po prostu zle, jest straszna. Co musi sie stac, zeby uwierzyli matce, ze dziecko nie je? musi sie odwodnic? Skoro jest wielka to nie musi jesc?

Tak bardzo chce, zeby znowu jadla! niech sobie placze, ale niech je. Zebym nie musiala sie ciagle i ciagle martwic. Bardzo prosze…

ONA I JA

Od wtorku do wczorajszego wieczora Boski byl w Londynie a Gosia u Babci. W niedziele rano Boski wyjezdza do Pragi i wroci razem z Gosia w srode, poznym wieczorem.

Miejmy nadzieje, ze ja sie do tego czasu nie picne. 

Zuzia jest dzieckiem relatywnie (az na problemy zdrowotne) bezproblemowym, ale jednak ma dosyc ograniczony zakres zabaw oczekiwanych wiec tak samym bez mozliwosci interakcji jest nam troche nudno. Do tego dochodza stresy zdrowotne zwiazane z Zuzia, o ktorych napisze jak sie wyjasnia. Ach jo, nie przepadam za tym, zeby byc z nia zupelnie sama kilka dni po sobie. 

Dla urozmaicenia kazdego dnia czekaja nas wycieczki. W poniedzialek pediatra, we wtorek ortopeda, w srode rehabilitant (taka bardziej gimnastyka, chyba nic waznego).

Niech ta Zuzia sie naprawi i bede najszczesliwsza na swiecie …